Tomasz Lis, popisując się erudycją i przenikliwością, porównuje ją… no tak, zgadliście państwo, do stalinizmu. Padają nazwiska ofiar Stalina i chociaż wiadomo doskonale, kto Stalin, nie do końca wiadomo, kto Bucharin, a kto Trocki.
Przenikliwość Lisa pozwala mu także odczytywać stan duszy Ziobry (Jeżowa?, Berii?) z gestów jego palców i koloru twarzy. Czy potrzebne są gesty, aby odczytać duszę Lisa?
A "Wyborcza" broni pamięci… nie, tego państwo nie zgadną. Józefa Mackiewicza. Tak, tego zoologicznego, jaskiniowego antykomunisty i zwolennika teorii spiskowych. Broni go przed kapitułą jego nagrody, która przyznała ją ostatnio książce Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i historia". Poruszony komentator wyraźnie jej nie czytał – jak prawie wszyscy z oburzonych nią dotychczas (spośród których tylko nieliczni odważnie to deklarowali) – toteż powtarza nieprawdziwy, acz konwencjonalny już, rejestr zarzutów o charakterze insynuacji.
To jednak niewarta wzmianki w odniesieniu do "Wyborczej" oczywistość. Ważny jest fakt wzięcia w obronę autora "Kontry", który podobno "w grobie się przewraca". Czy już niedługo "Wyborcza" odkryje wartość tego pisarza, a przy okazji jednego z jego krewnych, który na łamach organu Michnika ogłosi, że trzeba odebrać Mackiewicza paskudnej prawicy?
Niedługo po śmierci "Wyborcza" odwojowała bezbronnego już Zbigniewa Herberta i pasowała na swojego poetę, wielkodusznie przemilczając postawę autora "Elegii na odejście" w III RP. Z autorem "Lewej wolnej" może być trudniej, ale któż w końcu każe czytać teksty klasyków?