Naprawdę nie rozumiecie?

Najmłodsi wyborcy nie są już w większości antypisowscy, a i wśród starszych poziom antypisowskości znacząco spadł.

Publikacja: 01.10.2011 15:42

To w sposób oczywisty wynika i z sondaży, i z względnej jedynie jak dotychczas skuteczności prób intensyfikowania lęku przed Jarosławem Kaczyńskim, podejmowanych przez polityków PO i sprzyjające im media.

Jeszcze miesiąc temu wydawało się (również i mi), że ten spadek będzie mniej drastyczny, i na przebieg kampanii wpłynie w mniejszym stopniu. Teraz widać, że jest inaczej, co u zwolenników PiS powoduje zrozumiałą radość, a u wrogów – wybuchy histerii i paniki, i równie histeryczne próby znalezienia przyczyn tego przerażającego dla nich stanu rzeczy.

Na przykład Paweł Wroński z „GW" potrafił uzasadnić to zjawisko tym, że przybywa tych, którzy „ są płodem lansowanej w szkołach polityki historycznej". W szkołach, zarządzanych od czterech lat przez platformerską minister... Platformerską minister, która nauczanie historii ograniczyła tak, że dalej idącym krokiem byłaby już chyba tylko likwidacja tego przedmiotu... Szkołach, w których nauczyciele miewają poglądy zróżnicowane, ale zwolenników jakkolwiek pojętej „opcji pisowskiej" jest wśród nich, określmy to eufemistycznie, mniejszość...

Te oczywistości są oczywiste również i dla Wrońskiego. Jeśli więc potraktować jego wypowiedź jako coś więcej niż odruch histerii albo wyraz doraźnej konieczności doraźnego wytłumaczenia tak przykrego dla ludzi „GW" zjawiska (spora część otaczanych przez nich specyficznym kultem „młodych", którzy mieli przecież ruszyć z posad bryłę Polski i ostatecznie wtłoczyć ją do progresywistycznej Europy, okazuje się myśleć inaczej), to nasuwa się niestety jeden wniosek.

Wroński wcale nie wierzy w rzekomy „czwartorzeczpospolitański" przechył w nauczaniu. Domaga się natomiast zaprowadzenia w szkołach powszechnego systemu indoktrynacji młodzieży (pewnie dzieci też, bo przecież najmłodsze umysły są najbardziej chłonne, a złe skłonności mogą rodzić się bardzo wcześnie...) do wartości i ideologii, bliskich mainstreamowi i „Wyborczej".

Założywszy jednak na chwilę, że Paweł Wroński i inni liberalni autorzy naprawdę nie rozumieją, dlaczego po czterech latach od 2007 roku antypisowska histeria, pomimo nieodpowiadającego większości Polaków uskrajnienia tego obozu, zaczęła w znaczącym stopniu przygasać, postaram im się to wyjaśnić.

Otóż zjawisko to dowodzi po prostu tego, że u swojego źródła, w latach 2005-2007, nie była ona zjawiskiem naturalnym, tylko w bardzo znaczącej części wykreowanym sztucznie. Wykreowanym przez niemal wówczas jednolity, bardzo agresywny front opozycji i zdecydowanej większości mediów.

Kampania antykaczyńska była wówczas tak potężna, tak długotrwała, tak wciskała się do uszu i oczu każdego, że po prostu nie mogła nie przynieść wówczas skutków, i – w połączeniu  z niezręcznościami, błędami oraz „przegięciami" ugrupowania ówcześnie rządzącego – doprowadziła do fenomenu pt. długo utrzymująca się antykaczyńska fala 2007.

Ale ci, którzy dali się ponieść przez tę falę, czynili tak – niezależnie od tego, w jakim stopniu odczuwali wówczas antypisowskie emocje - w większości nie wskutek własnych doświadczeń czy przemyśleń. We własnym otoczeniu nie dostrzegali przecież kaczystowskiego terroru, który istniał wyłącznie na łamach „GW", ekranach TVN i w przekazie większości innych mediów. Osobiście PiS im nic nie uczynił, również w znanym im świecie nikt nie doznał żadnej krzywdy. Po prostu poszli z falą.

I dlatego antypisowskie emocje zaczęły względnie szybko wygasać. W zdecydowanej większości wypadków nie stały bowiem za nimi żadne osobiste doświadczenia, osobiste urazy, osobiste poczucie krzywdy czy zagrożenia. Gdyby było inaczej – trwałyby przez dziesięciolecia.

Ale ci, którzy w latach 2005-2007 wykreowali tę kampanię, nie potrafią tego zrozumieć. Bo ich urazy i poczucie zagrożenia były wtedy realne. Realnie zagrażała im bowiem wtedy, używając określenia Kaczyńskiego, redystrybucja godności i prestiżu. A przecież oni – to sól tej ziemi, ich krzywda (nawet polegająca na wymuszonym posunięciu się trochę) jest krzywdą wszystkich... Dlatego nie są w stanie zrozumieć, że emocje większości społeczeństwa mogą być inne.

To w sposób oczywisty wynika i z sondaży, i z względnej jedynie jak dotychczas skuteczności prób intensyfikowania lęku przed Jarosławem Kaczyńskim, podejmowanych przez polityków PO i sprzyjające im media.

Jeszcze miesiąc temu wydawało się (również i mi), że ten spadek będzie mniej drastyczny, i na przebieg kampanii wpłynie w mniejszym stopniu. Teraz widać, że jest inaczej, co u zwolenników PiS powoduje zrozumiałą radość, a u wrogów – wybuchy histerii i paniki, i równie histeryczne próby znalezienia przyczyn tego przerażającego dla nich stanu rzeczy.

Pozostało 86% artykułu
Komentarze
Kamil Kołsut: Czy Andrzej Duda trafi do MKOl i dlaczego Donald Tusk nie ma racji?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?