GUS podał wczoraj serię ogromnie niepokojących danych. Powinny być mocnym uderzeniem w głowy polityków, aby zajęli się wreszcie prawdziwymi, a nie wydumanymi problemami.
Z kraju wyjechało prawie 1,3 mln Polaków. Za granicą są już ponad rok, marne szanse, że wrócą. W ciągu zaledwie 10 ostatnich lat o ponad 1,5 mln zmniejszyła się liczba osób do 17 lat, a o prawie 1 mln wzrosła liczba osób starszych. Na dokładkę wciąż dzieci rodzi się jak na lekarstwo. Mało? To jeszcze najnowsze dane, które prezentuje CIA Factbook: Polska zajmuje obecnie 209. miejsce - na 222 sklasyfikowane kraje świata - pod względem wskaźnika dzietności.
Na ustach polityków polityka rodzinna, troska o demograficzne wyzwania czy o los obywateli przed wyborami zajmują zwykle poczytne miejsce. Później o tym cicho. Co gorsza coraz częściej do głosu dochodzą głosy atakujące i osłabiające rodzinę, małżeństwo, tradycyjne wartości. Mamy np. wysyp pomysłów na związki partnerskie czy atak na Kościół.
To tematy zastępcze, nijak mające się do realnych wyzwań. Te są gdzie indziej. Polacy nie mają dzieci i emigrują, bo czują się dyskryminowani przez własne państwo. Mówią do siebie nie bez racji: jeśli założysz firmę – zniszczy się kontrola fiskusa czy ZUS, urodzisz dziecko – dostaniesz 1000 zł jałmużny, ale nie zapiszesz go do lekarza czy przedszkola, gdy twoja sprawa trafi do sądu – na rozstrzygnięcie poczeka kilka lat, jeśli zetkniesz się z urzędnikiem – potraktuje cię jak oszusta lub intruza. Ta litania zdaje się nie mieć końca.
To wszystko powoduje, że państwo staje się nam obce, wręcz wrogie. Po ponad 20 latach od odzyskania niepodległości czas gruntownie się nad tym zastanowić. Bo to właśnie fatalnie zorganizowane państwo jest głównym hamulcowym naszego rozwoju. Jeśli się to nie zmieni, czeka nas stagnacja oraz pogłębiająca się i szkodliwa migracja obywateli w dychotomiczny świat my - oni.