Bardzo złym sygnałem byłoby bowiem karanie rządzących za to, że postąpili zgodnie z racją stanu. A decyzja o udzielaniu wówczas pomocy Amerykanom była z polską racją stanu zgodna. Bo wróg atakował wtedy cały Zachód, a więc i nas. Atakował Zachód, którego częścią staliśmy się bardzo niedawno, wbrew sceptycyzmowi sporych segmentów tamtejszej opinii. I stąd ówczesna konieczność podkreślania naszej jedności z wiodącym państwem tego Zachodu.

Dodatkowo - Siemiątkowski, Miller i w ogóle dawni PZPR-owcy nie są bohaterami mojej bajki, a rolę odgrywaną przez nich w nowej Polsce generalnie oceniam źle. Ale bardzo ważne jest, że jako grupa zerwali z podległością Moskwie, decydując się na związek z Zachodem. Wojny afgańska i iracka były tego ich zwrotu najbardziej widowiskowym przejawem. Karanie polityków tej formacji akurat za to, że dokonując tego zwrotu poszli bardzo daleko, byłoby więc przykładem bardzo złej pedagogiki społecznej.

Tej mojej opinii nie zmienia fakt, iż w Kiejkutach więźniów przesłuchiwano z zastosowaniem tortur. Wymuszanie zeznań siłą nie może podobać się nikomu normalnemu. Ale też nikt normalny nie zaprzeczy, że w sytuacji wojny - a to była sytuacja wojny - takie metody były i są stosowane. I będą, bo kiedy na jednej szali jest życie własnych obywateli i żołnierzy, a na drugiej - godność i brak cierpienia schwytanych wrogów, wybór jest niestety oczywisty.

Jestem więc przeciwny sądowemu prześladowaniu Siemiątkowskiego i Millera. Zaowocowałoby to bowiem na przyszłość tym, że przyszli rządzący w dramatycznych sytuacjach byliby skłonni wybierać rozwiązania nie ich zdaniem najlepsze dla kraju, tylko najbezpieczniejsze dla nich osobiście.

Inną natomiast sprawą jest pytanie, czy w zamian za udzielenie Amerykanom pomocy, na której wtedy Waszyngtonowi zależało, rządzący Polską zażądali adekwatnych korzyści dla naszego kraju. Wydaje się, że nie. I to mogłoby być punktem startu do dyskusji na temat filozofii, kształtującej politykę zagraniczną kolejnych rządowych ekip. Ale właśnie - do dyskusji o polskiej racji stanu, a nie do karania polityków za to, że tę racją starali się urzeczywistniać.