Teoretycznie państwo zapewnia dostęp do żłobków, przedszkoli i domów opieki. W praktyce jest on jednak bardzo ograniczony i pozostaje rozwiązanie komercyjne.
Wiele osób dokonuje prostego rachunku - wynajęcie opiekunki kosztuje tyle samo lub nawet więcej, niż kobieta zarobiłaby, pracując. Dlatego dla rodziny lepiej, aby matka/córka/żona została w domu.
Na tym zjawisku cierpi nie tylko gospodarka, ale też społeczeństwo. Bo prawo kobiet do aktywności zawodowej to nie wymysł feministek, ale nieuchronna konsekwencja współczesnych czasów.
Większy dostęp do żłobków, przedszkoli czy domów opieki to więc nie fanaberia, ale kwestia elementarnej sprawiedliwości. Tym bardziej że demografia jest nieubłagana będzie coraz więcej osób starszych i wymagających opieki.
Jednak państwo, pomagając, powinno pamiętać, by nie ulegać ideologicznym skrzywieniom. Chodzi o to, by uszanować wybór kobiet, gdy chodzi o model życia. Bo sprawiedliwość nie na tym polega, że teraz dla odmiany zmusi się je (choćby za pomocą społecznej presji) do pracy, a ciężar opieki i wychowania państwo weźmie na siebie.