Mawia się, że półprawdy są gorsze niż kłamstwa. Bo kłamstwo można zignorować, w półprawdzie zaś nigdy nie wiadomo, co jest prawdą, a co fałszem.

Bo to fakt - tuż po tym, jak generał Zbigniew Ścibor-Rylski skrytykował chamskie zachowania publiki na Powązkach i na Kopcu Powstania, w Internecie zaczęły krążyć materiały sugerujące, że był on szpiclem UB. Ale już kłamstwem jest sugerowanie, że to „Rz" zlustrowała generała. Spełniliśmy dziennikarski obowiązek: gdy ktoś stawia komuś publicznie poważne zarzuty, trzeba je sprawdzić.

„Prawda lustratorów nie interesuje" - grzmi „Wyborcza". I stawia innym zarzut, który jej samej można postawić. Bo to publicystów „GW" prawda nie za bardzo interesuje. Skoro „Wyborczej" tak zależy na dobrej pamięci generała, sama powinna sprawę zbadać. Nie kiwnęła jednak palcem.

Gdyby generał Ścibor-Rylski 1 sierpnia stanął po innej stronie, nikt nie grzebałby mu w teczce - sugerują publicyści „Gazety". A czy przypadkiem nie jest odwrotnie? Ponieważ opowiedział się po właściwej stronie, wara od pytań o jego przeszłość. Redakcja z Czerskiej daje mu immunitet, więc wszyscy, nawet IPN, powinni się od niego odczepić.

Brzydząca się teczkami „Wyborcza" jakoś nie ma skrupułów, gdy trzeba wypomnieć historykowi Sławomirowi Cenckiewiczowi dziadka w SB czy zacytować raport bezpieki na temat Macieja Giertycha. No ale ci panowie sami są sobie winni. Nie stanęli po tej stronie co trzeba.