A pozbawiony charyzmy kapitan nie za bardzo wie, jak wyprowadzić ten statek na szerokie wody. Na innych okrętach stoją już marynarze gotowi, by rzucić tonącym członkom PSL koło ratunkowe. Choć oczywiście nie wszystkim.

Janusz Piechociński nie załamuje rąk. Jak twierdzi, nie boi się fermentu we własnej partii i apeluje do ośrodków badania opinii publicznej o rzetelne przeprowadzanie sondaży. Twierdzi przy tym, że wyniki PSL zawsze były niedoszacowane. Przykład? Ostatnie wyniki przedterminowych wyborów w Elblągu, gdzie PSL dawano w sondażach 3 proc., a w rzeczywistości partia zdobyła 16 proc. poparcia.

Tylko po części ma rację. Niestety nie widzi lub nie chce widzieć tego, że PSL już od dawna nie ma dobrej passy. Partię zżera wewnętrzny kryzys. Najpierw osłabiła ją sprawa Serafina, a teraz zarżnął ją ubój rytualny. Na dodatek elektorat wiejski zaczęło przygarniać Prawo i Sprawiedliwość, które już jakiś czas temu wchłonęło resztki rolniczej Samoobrony.

Dlaczego PiS jest w stanie przejmować wyborców PSL? Bo rolnicza partia nic znaczącego dla rolnictwa nie załatwiła. Co z tego, że jest w koalicji rządzącej już od niemal sześciu lat? Donald Tusk zupełnie nie liczy się ze swoim koalicjantem. Dość wspomnieć, że o pilne uchwalenie ustawy o uboju rytualnym szef resortu rolnictwa Stanisław Kalemba wnioskował już w styczniu. Jednak Sejm zajął się ustawą dopiero po sześciu miesiącach. I wbrew stanowisku PSL, ku zadowoleniu liderów PO, po prostu wyrzucił ją do kosza – po pierwszym czytaniu. To tylko jeden z przykładów na to, jak niepoważnie Platforma traktuje swojego koalicjanta. A Janusz Piechociński po prostu nie wie, jak koalicjanta podejść.

Niski wynik w sondażach źle wróży przyszłości chłopskiej partii. Największa krytyka czeka oczywiście teraz przywódcę, bo to on zarzucał kiedyś Waldemarowi Pawlakowi, że nie robi nic, by powstrzymać spadające notowania PSL. I to Waldemar Pawlak siedzi pewnie dziś w kącie z tajemniczym uśmiechem na twarzy. Szykuje jesienne wystąpienie na kongres programowy.