Należy życzyć byłemu ministrowi sprawiedliwości powodzenia. Gowin zarówno jako poseł, jak i jako członek rządu był dla polskiej polityki osobą wyjątkowo cenną. W odróżnieniu od starych kuluarowych wyjadaczy zachował odpowiedni dystans do sejmowych przepychanek, starał się poruszać sprawy najważniejsze w sposób, który nie wywołuje zbędnych konfliktów.
Próbował być umiarkowany i szukać porozumienia – jak było choćby w sprawie projektu ustawy o in vitro, gdy odważył się nawet wystąpić przeciw stanowisku Kościoła, aby uzyskać większe poparcie dla przygotowywanych przez siebie przepisów. Nie bał się też narażać wpływowym branżowym lobbies, które rozwścieczyły jego przepisy o deregulacji.
Jarosławowi Gowinowi życzyć dobrze należy także dlatego, że Polska potrzebuje konserwatywno-liberalnego ugrupowania, które będzie strażnikiem z jednej strony - tradycyjnych wartości, z drugiej – klasycznych zasad wolnego rynku. Mogła taką partią być Platforma, ale Donald Tusk uznał, że bardziej opłaci mu się popłynąć na fali gospodarczego populizmu i dbać o przychylność lewicowego salonu. Dziś PO jest cyniczną partią władzy, a premier zmienia ideowe rękawiczki, kiedy tylko poczuje, że wiatr zaczyna wiać z innej strony. I właściwie można się tylko dziwić, że Gowin wytrzymał w jednym ugrupowaniu z Tuskiem tak długo.
Trzymając za Jarosława Gowina kciuki nie sposób jednak nie skonstatować ze smutkiem, że nie ma on zbyt wielkich szans na sukces. Nawet, jeśli dogadał się z dawnymi partyjnymi kolegami Johnem Godsonem i Jackiem Żalkiem, nawet jeśli zawarł porozumienie z dawnymi pisowcami z kręgu Pawła Kowala i Przemysława Wiplera – to raczej nie wystarczy, aby odnieść sukces.
Mimo całej mizerii polskiej polityki wciąż dominują w niej dwie partie i ich – to prawda, ostatnio pracowicie skrywany – konflikt wokół katastrofy smoleńskiej. Niezależnie od tego, jak bardzo nam się to nie podoba, jak bardzo chwalimy prezesa Kaczyńskiego i premiera Tuska, że zaczęli mówić o gospodarce, w tle ich konfliktu jest tragedia z 2010 roku. Miejsca na nową trwałą partię na scenie politycznej nie będzie tak długo, jak przed oczyma Polaków stać będą płonące szczątki prezydenckiego tupolewa, a to pewnie potrwa jeszcze bardzo długo.