Za każdym razem, gdy myślę o trudnych losach ludzkich, o małżeństwach, które powinny się rozpaść, przychodzi mi do głowy pewien mój bliski przyjaciel. I on, i jego żona byli na krawędzi rozwodu. Biorąc rzecz po ludzku, nie powinni zostać razem, ale – gdzieś w trakcie rozmów o tym, że nic ich nie łączy – przypomnieli sobie, że kilka lat wcześniej obiecali sobie, iż tylko śmierć może ich rozdzielić. I trochę z głupia frant pojechali na rekolekcje. Tam się nawrócili, ale – żeby nie było za słodko – wcale nie oznaczało to happy endu. O ich małżeństwo wciąż toczyła się walka. Kłócili się, spierali, ranili.

Potem przyszedł kolejny cios. Na świat przyszło głęboko upośledzone dziecko. Winili się wzajemnie, oskarżali o to, kto jest winien, i kłócili się z Bogiem. Nie było nic z żywotów świętych w ich trudnym życiu. Walczyli o życie dziecka i modlili się o nie – po raz pierwszy razem ze starszym synem. Dziewczynka przeżyła, jest z nimi i choć nie widzi, nie jest w stanie się komunikować, a nawet jest karmiona przez sondę, to mój przyjaciel twierdzi, że to ona stała się nową więzią ich małżeństwa, kimś, kto je uzdrawia i leczy. A także otwiera na kolejne życie, bo w rodzinie mojego przyjaciela pojawiło się następne dziecko.

Kilka miesięcy temu Piotr opowiedział mi swoją historię i pozwolił, bym opisał ją w kwartalniku „Fronda". Kilka dni temu dostałem zaś zaskakujący list od pewnej pani, która gdzieś kiedyś tę historię przeczytała i poprosiła mnie o kontakt z opisaną rodziną, bo ma dla nich propozycję terapii, która bywa skuteczna. Napisałem do Piotra, a on z zaskoczeniem odpisał mi, że właśnie dzień wcześniej modlili się z ojcem Johnem Bashoborą o uzdrowienie dla córki i dla nich. Właśnie w takim momencie nadszedł do nich ten list.

Nie wiem oczywiście, czy terapia okaże się skuteczna, nie wiem, czy pomoże ona ich wspaniałej córce, ale wiem, że ich przykład pokazuje, iż Pan Bóg potrafi pisać piękne (choć trudne) historie, jeśli tylko Mu na to pozwolimy. A oni, i właśnie dlatego zawsze patrzę na nich z ogromnym podziwem, oddali (nie bez problemów) swoje życie Bogu i pozwalają się prowadzić. Z ufnością niosą swoje życie, które wbrew temu, co myśli wielu, jest – co widać, gdy się na nich patrzy – pełne szczęścia.

Autor jest filozofem, ?redaktorem portalu Fronda.pl