Rosyjscy separatyści w tym czasie nie wycofali się z żadnego ze znaczących miast obwodu donieckiego. Wykorzystali natomiast świąteczny „rozejm", aby zdobyć dodatkowe uzbrojenie, przekształcić jedną z miejscowości, Słowiańsk, w swój najważniejszy punkt wypadowy, a także zorganizować krwawą prowokację i kilka porwań.

Genewa de facto usankcjonowała natomiast akceptację Zachodu dla aneksji Krymu i stacjonowania tuż przy ukraińskiej granicy kilkudziesięciu tysięcy rosyjskich żołnierzy: żaden z tych punktów nawet nie został poruszony przez szefów amerykańskiej i europejskiej dyplomacji. Co gorsza, zarówno ?John Kerry, jak i Catherine Ashton podpisali się pod zasadą, zgodnie ?z którą wpływ na reformę ukraińskiej konstytucji ma prawo mieć Kreml. Sekretarz stanu USA – jakby czytając ze skryptu przygotowanego przez Władimira Putina – uznał nawet, że w przyszłości kompetencje władz w Kijowie powinny się ograniczać do „obrony, sprawiedliwości i spraw zagranicznych", ?a decentralizacja władzy „musi iść znacznie dalej, niż to zrobiono ?w przypadku regionów Rosji".

Czy politycy w Brukseli i Waszyngtonie byli na tyle naiwni, aby dać się zaskoczyć zachowaniem Putina w ostatnich trzech dniach? Trudno w to uwierzyć. Podpis złożony przez Kerry'ego i Ashton pod porozumieniem w Genewie wskazuje raczej, na jak duże ustępstwa wobec Rosji Zachód jest gotowy pójść, byle tylko uniknąć kosztownej z nią konfrontacji.

Taka strategia jest jednak złudzeniem. Prezydent Rosji zatrzyma się dopiero wtedy, gdy napotka twardy opór Ameryki i Europy. Do politycznej i handlowej konfrontacji z Moskwą i tak w końcu dojdzie, ?ale w przyszłości będzie ona dużo bardziej kosztowna dla Zachodu, ?niż gdyby nastąpiła dziś.