Bolesna samotność Justyny Kowalczyk

Tak się złożyło, że portal sport.pl opublikował wstrząsającą rozmowę Pawła Wilkowicza z Justyną Kowalczyk w samym środku naszej wolnościowej pompy i parady.

Publikacja: 06.06.2014 18:40

Szymon Hołownia

Szymon Hołownia

Foto: Fotorzepa, Sławomir Mielnik Sławomir Mielnik

Czytając wyznania sportsmenki, opisującej cenę, jaką zapłaciła za historyczne sukcesy, zastanawiałem się, kiedy wreszcie zrozumiemy, że ludzkość to kategoria wymyślona, by socjologowie mieli z czego pisać doktoraty. Bo w realnym życiu jedynym pojęciem, które ma realny ciężar, jest pojedynczy człowiek. A za każdym składającym się na dzieje narodu zdarzeniem stoi konkretny ludzki los.

Pełne patosu słowa o dumie, przebudzeniu się w latach 80. narodowego ducha to nie tylko poetycka abstrakcja nagle ulatujących pod niebiosa polityków. One mają twarze. Ludzi, którzy zaryzykowali swoje jedyne życie ?i dziś cieszą się z dokonanego wyboru albo mówią: to nie tak miało być. Wolnościowej rocznicy nie przeżywałem więc na placach ?i defiladach, lecz przez kilka dni czytając życiorys po życiorysie, wspomnienie po wspomnieniu. Gdy inni opiewają budynki, ja wolę oddać się kontemplacji cegieł, one powiedzą mi więcej o tym, jak rzeczywiście wygląda ten świat.

Co ma do tego Justyna Kowalczyk? Przez ostatnich kilka lat ta niezwykła kobieta była dla nas Polską. Gdy wygrywała, była „naszą Justynką", ucieleśnieniem najlepszych narodowych cech, naszą husarią, z którą rzucamy się na norweskie czołgi, pokazujemy całemu światu, gdzie raki zimują. Była (jak wcześniej Adam Małysz) spełnieniem naszych ambicji, naszą nadzieją, naszą dobrą samooceną.

Umykało nam jednak, że wciąż jest człowiekiem. Ten człowiek wychodzi dziś do nas, mówiąc: leczę się na depresję. Poroniłam. Próbowałam ułożyć sobie życie poza sportem, ale widzę, że nic tam na mnie nie czeka. Uciekam więc znowu w katorgę, bo to jedyny sens, jaki mam, tylko narty mnie w życiu nie zawiodły. Z tej rozmowy bije myśl: żegnaj prawdziwe życie, zajeżdżę się teraz na śmierć.

Naród, który mizdrzył się do „Justysi", wynosił pod niebiosa „boginię z Kasinki Małej", zdzierał gardła, dziś stoi osłupiały. Jakiś półgłówek napisze, że „tej pani to się już od pieniędzy poprzewracało", telewizja zrobi ze sportsmenki pretekst i zaprosi ekspertów od depresji, ktoś udzieli najgłupszej z idiotycznych rad: „weź się w garść!". Tymczasem ona nadal będzie tak boleśnie sama, że aż za gardło ściska, gdy czyta się jej wyznania.

W naszym społecznym życiu nie brakuje już narodowej dumy. Brakuje zwykłej międzyludzkiej uważności i czułości. Nie musimy już lepiej machać flagami, teraz powinniśmy uczyć się uśmiechać do siebie i przytulać. To nie spóźniona erupcja pensjonarskich pragnień starego kawalera. Naprawdę jestem zdania, że każdy, kto spotka na swojej drodze panią Justynę, najlepiej przysłuży się Polsce, po prostu najszczerzej się do niej, człowieka, a nie mitu, uśmiechając. Podając rękę, dziękując, mówiąc: pani Justyno, jakby co – to jestem! Fajnie, że ma pani medale, ale jest pani kimś dużo większym niż one.

Pustki nie leczy się emocjami ani wielosłowiem, ale obecnością. Emocje i wielosłowie, gdy nie będzie w nich obecności człowieka, nie zbudują niczego więcej niż pustkę.

Autor jest twórcą portalu stacja7.pl

Czytając wyznania sportsmenki, opisującej cenę, jaką zapłaciła za historyczne sukcesy, zastanawiałem się, kiedy wreszcie zrozumiemy, że ludzkość to kategoria wymyślona, by socjologowie mieli z czego pisać doktoraty. Bo w realnym życiu jedynym pojęciem, które ma realny ciężar, jest pojedynczy człowiek. A za każdym składającym się na dzieje narodu zdarzeniem stoi konkretny ludzki los.

Pełne patosu słowa o dumie, przebudzeniu się w latach 80. narodowego ducha to nie tylko poetycka abstrakcja nagle ulatujących pod niebiosa polityków. One mają twarze. Ludzi, którzy zaryzykowali swoje jedyne życie ?i dziś cieszą się z dokonanego wyboru albo mówią: to nie tak miało być. Wolnościowej rocznicy nie przeżywałem więc na placach ?i defiladach, lecz przez kilka dni czytając życiorys po życiorysie, wspomnienie po wspomnieniu. Gdy inni opiewają budynki, ja wolę oddać się kontemplacji cegieł, one powiedzą mi więcej o tym, jak rzeczywiście wygląda ten świat.

Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: PiS nie skończy jak SLD. Rozliczenia nie pogrążą Kaczyńskiego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Edukacja zdrowotna? Nie można ciągle myśleć o seksie
Komentarze
Bogusław Chrabota: Tusk zdecydował ws. TVN i Polsatu. Woluntaryzm czy konieczność
Komentarze
Artur Bartkiewicz: TVN i Polsat na liście firm strategicznych, czyli świat już nie będzie taki sam
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Być sigmą – czemó młodzi wymyślają takie słówka?