Nieważne, kto podsłuchiwał. Ważne, kto chciał złamać konstytucję komentarz Dominika Zdorta

Donald Tusk zadeklarował dziś, że odwoła ministra Bartłomieja Sienkiewicza, jeśli okaże, że nie będzie on „zdolny do wykonywania obowiązków”.

Publikacja: 19.06.2014 16:37

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

W ten sposób premier nadal usiłuje nas przekonywać, że treść rozmów nagranych w restauracji „Sowa i przyjaciele" nie ma większego znaczenia. Że problemem jest sam fakt nagrywania rozmów wysokich urzędników i ujawnienia ich przez media. Szef rządu zdaje się mówić, że Sienkiewicz pozostanie na stanowisku, jeśli jego służby schwytają podsłuchujących, nie drażniąc przy tym dziennikarzy.

Tusk przy okazji udaje dziś pierwszego naiwnego, bo nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy, że działania ABW w redakcji „Wprost" nie były uzgadniane z MSW, a może też z samym premierem. Ich przebieg świadczy o skrajnej głupocie ludzi, którzy akcję organizowali i koordynowali – w tym, rzecz jasna, o Sienkiewiczu.Ale nie to powinno być głównym powodem odwołania ministra.

Szanowny Panie Premierze, powinien Pan w końcu zdać sobie sprawę, że (niezależnie od ich osobistych intencji) ludzie, którzy podsłuchiwali Sienkiewicza, Belkę, Cytryckiego i innych – pożal się Boże – wysokich funkcjonariuszy III RP, wykonali bardzo dobrą robotę dla dobra wspólnego. Nawet jeśli byli to „ruscy agenci", to ich działalność jest korzystna dla demokracji w Polsce. Bo pokazali Polakom, że motywacją działania najwyższych urzędników państwa nie jest dobro owego państwa, ale utrzymanie władzy przez rządzącą obecnie partię za wszelką cenę, nawet jeśli trzeba będzie nagiąć lub złamać przepisy konstytucji. I dlatego odpowiedź na pytanie, kto nagrywał ministrów i prezesów ma znaczenie marginalne, a zajmowanie się dziś tą kwestią ma na celu wyłącznie odwracanie uwagi od kwestii najważniejszych.

Jeśli premier powinien natychmiast odwołać Sienkiewicza, to nie dlatego, że jest skrajnie nieudolny, ale dlatego, że przygotowywał grunt do łamania ustawy zasadniczej. Nie ma znaczenia, dlaczego podsłuchiwano ministrów i prezesów. Znaczenie ma to, że ci wysocy urzędnicy planowali działania przeciw porządkowi konstytucyjnemu w Polsce.

Nie odwołując szefa resortu spraw wewnętrznych, nie piętnując tego, że jego bliski współpracownik targował się z szefem NBP o zmianę ustawy oraz o skład rządu, premier pośrednio potwierdza, że Sienkiewicz działał na jego polecenie. Donald Tusk sam stawia się w roli uczestnika spisku mającego na celu zamach na konstytucję. Już samo takie – przyznajmy, uzasadnione - podejrzenie powinno powodować, że szef rządu dla dobra państwa powinien natychmiast podać się do dymisji.

ABW w redakcji „Wprost”

W ten sposób premier nadal usiłuje nas przekonywać, że treść rozmów nagranych w restauracji „Sowa i przyjaciele" nie ma większego znaczenia. Że problemem jest sam fakt nagrywania rozmów wysokich urzędników i ujawnienia ich przez media. Szef rządu zdaje się mówić, że Sienkiewicz pozostanie na stanowisku, jeśli jego służby schwytają podsłuchujących, nie drażniąc przy tym dziennikarzy.

Tusk przy okazji udaje dziś pierwszego naiwnego, bo nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy, że działania ABW w redakcji „Wprost" nie były uzgadniane z MSW, a może też z samym premierem. Ich przebieg świadczy o skrajnej głupocie ludzi, którzy akcję organizowali i koordynowali – w tym, rzecz jasna, o Sienkiewiczu.Ale nie to powinno być głównym powodem odwołania ministra.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka