Dotąd to porównanie uważać można było za błyskotliwe, ale mocno przesadzone. Po wysłuchaniu kolejnej porcji nagrań ujawnionych przez „Wprost" należy się jednak zastanowić, czy znany publicysta nie jest bardzo bliski prawdy.

Zacznijmy od PiS. Wydawało się, że los dał kolejną szansę partii, która nie tak dawno znów przegrała wybory. Jednak reakcja prezesa Jarosława Kaczyńskiego na ostatnie wydarzenia władzy pokazała, że Prawo i Sprawiedliwość z tej szansy skorzystać nie zamierza. Po co sięgać do arsenału zwyczajnych środków dostępnych opozycji, zamawiać analizy konstytucyjne, zwoływać posiedzenia komisji parlamentarnych, budować sejmowe zespoły do badania afery, skoro można od razu odwołać się do największych emocji i wezwać premiera do dymisji. Choć – jak łatwo przewidzieć – polane patetyczno-patriotycznym sosem żądania na premierze wielkiego wrażenia nie zrobią. Dlaczego Donald Tusk miałby rezygnować, skoro – jak wiemy z nagranych rozmów – głównym celem PO jest utrzymanie władzy?

Znacznie więcej afera taśmowa mówi nam o naturze Platformy Obywatelskiej. Dowiedzieliśmy się oto, że nadrzędnym celem rządu Tuska jest zniszczenie opozycji. Skoro PiS może pokonać ich partię (za pomocą wyborczej kartki), należy temu przeciwdziałać wszelkimi dostępnymi środkami. Może to być naciągnięcie (bądź złamanie) konstytucyjnych reguł, aby przed wyborami NBP mógł wzmocnić PO, dosypując pieniędzy do budżetu. Ale może to być też bezpośrednie niszczenie Prawa i Sprawiedliwości, jak chciał Radosław Sikorski: partię Kaczyńskiego trzeba „zaje... komisją specjalną" i „zrobić dwuletni cyrk".

Dreszcze przechodzą po plecach, gdy czyta się dialogi jak z filmów o mafii. Czy naprawdę żyjemy w kraju, w którym najważniejsi politycy rządzącej partii uważają politykę za wojnę między gangami?