Rosja boi się silnej władzy

Sukcesy armii wiernej Kijowowi i dziwna bierność Rosji mogą przyćmić ostrość spojrzenia na sprawy ukraińskie.

Publikacja: 12.07.2014 02:00

Rosja boi się silnej władzy

Moskwa doznała wprawdzie porażki, ale nie klęski. Dysponuje ciągle środkami nacisku na Ukrainę i może je wykorzystać w stosownym dla siebie momencie.

Ta gra potrwa lata. Rosjanie już zmieniają taktykę, teraz spróbują rozbić państwo ukraińskie nie z zewnątrz, ale od środka, wykorzystując jego słabości.

1

Wojsko pokonało separatystów w niewielkich miejscowościach, lecz oni umocnili się w Doniecku i Ługańsku.

Rebelia nie została stłumiona, bojownicy bez trudu przemieścili się w inne miejsca, skąd nadal mogą prowadzić operacje o charakterze partyzanckim. Prawdziwym zwycięstwem byłoby ich unicestwienie, odbicie kilku miejscowości jest sukcesem taktycznym, nie zaś strategicznym, jednak dobre i to.

Widać, że pomoc rosyjska dla separatystów osłabła, ale nie wygasła.

Moskwa po wstępnym rozpoznaniu walką doszła bowiem do wniosku, że nie są oni w stanie rozszerzyć rebelii na cały obszar wschodniej i południowej Ukrainy. W takiej sytuacji ich użyteczność znacznie osłabła. Czemu zatem Moskwa dalej miałaby stawiać na nich jako głównych adwokatów swojej sprawy?

Na geopolitycznej szachownicy spadli z roli figur do roli pionków i tak też będą traktowani. Wszystko to nie oznacza jednak, że zbrojna rebelia wygasa na dobre, bynajmniej – może trwać długo, ale aktywność Moskwy na Ukrainie przesunie się gdzie indziej.

2

Ma tu wciąż spore pole do popisu, a wyznaczają je ułomności państwa ukraińskiego. Jest ich bez liku.

Po pierwsze – niechęć do nowej władzy kijowskiej na wschodzie kraju, co nie musi zresztą się przekładać na pragnienie odłączenia tych ziem od macierzy.

Po drugie – ograniczony charakter władzy centralnej, zarówno w rozumieniu terytorialnym, jak i administracyjnym. Sprawy wyglądają dobrze na szpaltach gazet i ekranach telewizorów, w praktyce realne rządy sprawują struktury lokalne często o przestępczym charakterze.

Po trzecie – rewolucja nie zlikwidowała oligarchii, przeciwnie, umocniła ją, bo nowa władza uzależniła się od jej poparcia.

Po czwarte – Ukraina jest w stanie katastrofy gospodarczej, nawet podpisanie porozumienia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz pomoc Unii Europejskiej nie zmieni tego stanu rzeczy.

Po piąte – w obozie władzy narastają rozbieżności pomiędzy jastrzębiami, głównie z Batkiwszczyny, chcącymi zadać separatystom śmiertelny cios bez oglądania się na ofiary, a bardziej koncyliacyjnym Poroszenką, który – słusznie – rozumie, że wschód trzeba do Ukrainy przyciągnąć, a nie go podbić.

Wystarczy poczekać, aby wszystkie te problemy powoli dojrzały. Rosji na nic przegrany w gruncie rzeczy separatyzm, ona spróbuje w Ukrainę ponownie wpełznąć i kontrolować ją od środka. Sprzyja temu planowi każdy pomysł na decentralizację państwa, w tym szeroką samorządność, o federalizacji nie wspominając.

Samorządy nie będą tam tym samym co w Polsce, przerodzą się w autonomiczne pararządy kontrolowane na wschodzie przez oligarchów i... Rosję, w centrum kraju zaś przez układy korupcyjno-?-przestępcze. Tylko na zachodzie kraju mają szansę rozwoju, ale to jedynie 10 proc. powierzchni Ukrainy.

3

Ta smutna wyliczanka prowadzi do refleksji, że u naszego wschodniego sąsiada przydałaby się przejściowa dyktatura, przypudrowana procedurami demokratycznymi, oparta na armii i gwardii narodowej, która wymusiłaby niezbędne reformy, utarła uszy oligarchii, nawet tej wspierającej nowe władze, i rozbiła lokalne układy korupcyjne.

Takie rozwiązanie nie spodobałoby się jednak w Brukseli.

Rosja zagra wówczas kartą „demokratyczną", wymuszając na Unii Europejskiej interwencję przeciwko nadmiernej centralizacji władzy i naruszaniu praw mniejszości. I pewnie zyska posłuch.

UE nie zaakceptuje prostej prawdy, że w przestrzeni postsowieckiej szanuje się silnych i silne rządy Kijowa byłyby do strawienia także dla ludności rosyjskojęzycznej na wschodzie, byle zapewniły jej utrzymanie przywilejów socjalnych, szansę na rozwój gospodarczy i elementarne prawa kulturowe oraz językowe.

Nie baz NATO boi się Moskwa na Ukrainie, ale powstania tam efektywnej władzy, która uporządkuje kraj; gdyby taka powstała, rosyjskie gry ostatecznie na nic by się zdały.

Autor jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aicraft/PZL Mielec

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka