Para nie idzie w gwizdek. Część polskich polityków wygrzebuje z podręczników wszystkie nieszczęścia, realne międzypokoleniowe traumy, aby w niepodległym państwie nikt przypadkiem nie przysnął w czasie kolejnych wyborów. I wiedział, na kogo zagłosować.
Czy emeryci mogą nas germanizować?
Tymczasem w Europie Zachodniej trwa polityczna depresja. Nie omija także Berlina. Więcej Niemców umiera niż się rodzi. Średnia wieku zbliża się nieubłaganie do 50 lat. Pacyfizm jest wszechobecny. Armia wygląda na gotową do obrony co najwyżej na papierze. Co będzie za kilka lat, nie wiadomo, jednak wizja germanizowania Polski przez emerytów wydaje się osobliwa. W tej chwili raczej Polacy osiedlają się na obszarze dawnego NRD, jak gdyby odwracając setki lat trendu. Demograficznie Niemców ratuje imigracja, jednak ona pogłębia tylko polaryzację. W efekcie Niemcy – podobnie jak my – wściekle się dzielą. I na co dzień zajmują niemal wyłącznie swoimi sprawami krajowymi. Podobnie zresztą jak Francuzi, których rządy upadają jeden po drugim. Jeśli nad Sekwaną coś rośnie, to mamuci dług publiczny. Brak pieniędzy z pewnością nie dodaje sił do obrony Europy. I tam pacyfizm ma miliony zwolenników.
Czytaj więcej
2025 będzie rokiem pospolitego straszenia. Miesiące do wyborów prezydenckich wypełnią się sianiem...
Na tym tle straszenie przez Jarosława Kaczyńskiego utratą suwerenności na rzecz Zachodu więcej mówi nam o lękach z dzieciństwa niż o EU-mizerii 2025 r. A rzeczywistość być może przechodzi nam koło nosa. Semantyczne zabawy prezydenta Donalda Trumpa sprawiają, że nie wiadomo, czy art. 5. NATO w ogóle obowiązuje. Obecnie Waszyngton szuka raczej „wroga wewnętrznego”, do czego wciąga wojskowych. Trudno, aby miał czas na zajmowanie się Europą Wschodnią, której większość wyborców amerykańskich nie znalazłaby nawet na dużym globusie.
Retoryczne ataki na Niemcy, czyli musztarda po obiedzie na frontowych tyłach
Realna wojna toczy się na Wschodzie. My fikcyjne wojny wolimy toczyć ze słabym Zachodem. Po Niemcach czy Francuzach można sobie retorycznie „poskakać”, bo i tak nic zrobić nam nie mogą. To specyficzny rodzaj waleczności. Jak gdyby na frontowych tyłach ktoś objadał się musztardą po obiedzie.