Opowieść o samotnym kraju wciśniętym pomiędzy dwu wrogów, zbyt słabym, by przeciwstawić się któremukolwiek z nich, więc skoro nie potrafi obronić ani granic, ani niepodległości, pozostawało tylko ocalenie honoru. Przykład – a wiele jest podobnych w dziejach – jak wbić nóż w plecy sąsiada; zawsze ugodzony jest słaby w chwili swego upadku, nigdy silny. I zawsze podstępnie. Zapis zdrady sojuszników, którzy nie mieli ochoty zbytnio się narażać, skoro Polska nie potrafiła utrzymać obrony dostatecznie długo ani skutecznie. Pretensja do świata, bo powinien wynagrodzić nasze cierpienie, a przynajmniej celebrować wraz z nami daremne męczeństwo Chrystusa Narodów.
„Boże igrzysko" – jak dużo wcześniej napisał Norwid, a powtórzył za nim Norman Davies w tytule swej głośnej książki. Nie nasza przecież wina, że bytujemy jako państwo na skrzyżowaniu europejskich szlaków, którymi przetaczają się nie tylko kupieckie karawany, ale i gąsienice pancernych dywizji.
Ale co z tego na dzisiaj? Nie dla historyków, którzy spierają się, czy zdrady dokonano na tajnym czy półjawnym spotkaniu aliantów. Nie dla moralistów, którzy daremnie wołają o etykę w stosunkach międzynarodowych. Nie dla celebransów kolejnych rocznic przegranych bitew i ich telewizyjnego wizerunku, który powinien przydać się w kolejnych wyborach. Tylko o to warto pytać, co może być użyteczne w kształtowaniu jutra. Tylko wtedy historia – nawet gorzka jak piołun – może okazać się nauczycielką życia.
Przede wszystkim nie być samotnym. Ale jak, skoro przez „Boże igrzysko" przewalają się dwie znacznie potężniejsze od nas siły? Znaleźć sojusznika gdzieś dalej? No i jak sprawić, by zechciał stanąć w naszej obronie, by skłoniły go do tego własne żywotne interesy?
Do czego doprowadziła wtedy wiara w sojuszniczą interwencję Anglii i Francji, dobrze wiemy. Dziś niektórzy liczą na to, że w razie potrzeby wezmą nas pod skrzydła Stany Zjednoczone, bo Kościuszko i Pułaski, bo Polonia, bo wolność i tak dalej... Trzeba – według nich – tylko zacieśnić transoceaniczne stosunki. Niestety, USA mają tu jeszcze mniej interesów niż nasi alianci w 1939 roku. Inni powiadają, że trzeba budować sojusz mniejszych państw od Bałtyku po Adriatyk; niestety, związek biedaków nie czyni mocarstwa, zresztą większość z nich nie ma ochoty na polskie przywództwo.