Beata Szydło wypadła lepiej w częściach debaty, kiedy pytania zadawali dziennikarze, zwłaszcza tych dotyczących gospodarki, polityki zagranicznej, obronności oraz w wystąpieniu końcowym. Tu była lepsza merytorycznie i retorycznie, przede wszystkim dlatego, że operowała wieloma przykładami, odwołującymi się wprost do wyborców.
Ewa Kopacz dużo straciła zwłaszcza w części dotyczącej polityki zagranicznej i obronności. Chodzi zarówno o niezbyt klarowne wypowiedzi dotyczące: uchodźców, pozycji Polski w UE, ale również w warstwie retorycznej. Operowanie zbyt fachowym językiem i terminami typu reguła wydatkowa, nowa perspektywa unijna było niezrozumiała dla części wyborców i oderwane od rzeczywistości.
Znacznie lepiej premier Kopacz poradziła sobie natomiast w starciu bezpośrednim, czyli wzajemnym zadawaniu pytań i odpowiedzi. Tu była bardziej agresywna, i udawało jej się miejscami Beatę Szydło po prostu „przegadać". Bardzo dobrze wybrnęła np. z niewygodnego dla PO tematu afer, przepraszając i odbijając palaczkę, przypominając o kontrowersjach wokół SKOK-ów. Z kolei wątku aferalnego Szydło nie udało się wykorzystać.
I kiedy wydawało się, że Kopacz może wygrać to starcie, popełniła duży błąd prezentując bardzo zdecydowany pogląd wobec kontrowersyjnej społecznie sprawy posyłania 6-latków do szkół. Bagatelizując ten problem. Gorsze, mniej przekonywujące miała też wystąpienie końcowe. Wypowiedź Szydło o konieczności współpracy z Prezydentem była bardzo przekonywująca.
W debacie na dużym poziomie ogólności przewijały się też wątki prawne. Padały znane z kampanii wyborczej zapowiedzi: umów o pracę, płacy minimalnej, czy 15 CIT dla przedsiębiorców. Jednak ani Ewa Kopacz, ani Beata Szydło nie wyszły poza ogólniki.