Liderka rządzącej partii nie chciała rozmawiać o błędach rządów Platformy, a kandydatka na premiera z ramienia PiS niezwykle enigmatycznie mówiła o programie gospodarczym swojego ugrupowania.
Tak jak przed debatą, tak i po niej, ciągle nie wiemy wszystkiego o planach wyborczych obu partii. Beata Szydło na wszystkie problemy miała przygotowane programy, ale nie prezentowała, jakie działania na nie się składają. Z kolei premier Kopacz zachwalała swój prosty podatek, nie informując, że jej partia utajniła sposób jego obliczania.
Z gospodarczego punktu widzenia sukcesem był fakt, że w debacie Beata Szydło nie obiecywała obniżenia wieku emerytalnego. Z wielkich kosztownych obietnic PiS przypomniano jedynie dodatek 500 zł na każde dziecko.
Najbardziej żenującą chwilą debaty był moment, gdy obie debatujące panie nie umiały nic powiedzieć na pytanie dziennikarza o wielkie światowe tendencje w polityce i gospodarce i ich wpływ na Polskę. W czasach, kiedy Chiny, główny motor światowej gospodarki, dostają zadyszki, grożąc światowym kryzysem, nieświadomość tego ryzyka jest poważną słabością potencjalnych przywódców państwa.
Smutny był też moment, gdy obie panie nie zrozumiały lub nie chciały zrozumieć pytania o stosunek do pomysłu unijnego podatku na sfinansowanie pobytu imigrantów.