Strach miał wielkie oczy. Od kiedy 9 czerwca Emmanuel Macron niespodziewanie rozwiązał Zgromadzenie Narodowe, instytuty badania opinii publicznej spodziewały się, że władzę we Francji przejmie skrajna prawica. Załamała się giełda, zaczęły panikować rynki finansowe. Pewna swego była sama Marine Le Pen. Nie tylko już powiedziała, kto będzie z ramienia jej partii premierem (28-letni Jordan Bardella, człowiek bez studiów i politycznego doświadczenia), ale pouczała prezydenta Emmanuela Macrona, że jego prerogatywy w sprawach zagranicznych czy obronnych mają wyłącznie „symboliczny” wymiar. I zapowiadała, że natychmiast zabroni Ukraińcom używania francuskiej broni do niszczenia celów na terenie Rosji.