- Od 1 stycznia 2024 roku - w ramach zwiększenia wydatków na naukę i szkolnictwo wyższe o blisko 3 mld zł - wynagrodzenia wszystkich grup pracowników naukowych – od asystentów po profesorów – wzrosną o ok. 20 proc. – poinformował szef MEiN podczas inauguracji roku akademickiego w Państwowej Akademii Nauk Stosowanych w Chełmie. Czy to oznacza, że PiS zaczyna troszczyć się o środowisko naukowe? Niestety nie.
Ogłoszona przez ministra podwyżka, przy obecnych, bardzo niskich zarobkach pracowników naukowych, ani nie pozwoli im godnie żyć, ani poczuć, że ich praca jest potrzebna i dobrze wynagradzana. Obecnie pensja asystentów na uczelniach i w instytutach naukowych wynosi zaledwie 5 zł więcej niż najniższa krajowa. A 40 proc. pracowników Polskiej Akademii Nauk zarabia właśnie na poziomie minimum.
Czytaj więcej
Wybory, inflacja, niskie płace naukowców oraz ryzyko obniżenia jakości kształcenia medyków – to główne tematy poruszane przez rektorów inaugurujących nowy rok akademicki.
Rośnie płaca minimalna, rosną pensje na uczelniach
Czy podwyżka w wysokości 20 proc. to dużo? Z jednej strony tak, biorąc pod uwagę to, że wzrost wynagrodzeń zaplanowanych dla nauczycieli w przyszłym roku to zaledwie 12,3 proc. Z pewnością będą mieli także więcej pieniędzy w kieszeni. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że w 2024 r. ostro w górę idzie płaca minimalna - od stycznia najniższa krajowa ma wynieść 4242 zł, a od lipca – 4300 zł brutto. Obecnie jest to 3600 zł. Oznacza to, że obiecane przez Czarnka podwyżki dla ludzi nauki, to w przypadku młodych naukowców nic innego jak wyrównanie do najniższej krajowej.
„Mówimy o wynagrodzeniach minimalnych – chciałbym, żeby państwo zrozumieli, bo ZNP lewicowe zdaje się, że nie rozumie, albo udaje, że nie rozumie, czym są wynagrodzenia minimalne. Wynagrodzenia minimalne to te, które gwarantuje subwencja. Natomiast każda uczelnia, w ramach swoich środków - a tych środków na inwestycje w uczelniach też jest mnóstwo – wyasygnuje nieraz dużo więcej środków" – mówił w niedzielę Przemysław Czarnek.