Michał Płociński: Najbardziej oczywisty rząd po wyborach to KO, Trzecia Droga i jednak Konfederacja

Po weekendowych konwencjach i publikacji programów wyborczych nietrudno sobie wyobrazić wspólny rząd Koalicji Obywatelskiej z Konfederacją. Gorzej z rządem KO z mocno socjalną Lewicą. I równie mocno postępową, co też może być problemem dla Donalda Tuska.

Publikacja: 12.09.2023 18:54

Posłowie Konfederacji: Krzysztof Bosak, Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun

Posłowie Konfederacji: Krzysztof Bosak, Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Kampanijna supersobota mogła zostawić wyborców z przekonaniem, że podziały polityczne przebiegają nie między prawicą a resztą sceny politycznej, ale między – z jednej strony – liberalnymi i skierowanymi do przedsiębiorców PO i Trzecią Drogą a – z drugiej – socjalnymi i mówiącymi do pracowników PiS i Lewicą. Przynajmniej jeśli wyborca wsłuchał się w postulaty gospodarcze, a jednak na tym właśnie zależało politykom – by to pieniądze przemówiły do Polaków.

Wszystkie pomysły Lewicy dotyczyły pracowników

Co ciekawe, najmocniej na kwestie gospodarcze postawiła Lewica, która w zasadzie całą swoją poznańską konwencję poświęciła pracy – „Dobrej pracy dla dobrego życia". – Lewica jest reprezentacją pracowników w polskiej polityce – mówił Adrian Zandberg.

Czytaj więcej

Partie walczą o wyborców na programy gospodarcze

I wszystkie pomysły gospodarcze Lewicy rzeczywiście dotyczyły pracowników: 35-godzinny tydzień pracy, 35 dni urlopu, 100 proc. płatnego L4, obowiązkowo płatne staże, 20-proc. podwyżka w budżetówce, ułatwienie organizowania się w związki zawodowe i negocjowania podwyżek, wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy oraz zwiększenie i lepsze egzekwowanie kar za łamanie prawa pracy. Oraz crème de la crème – likwidacja umów „śmieciowych”.

Platforma mówi do przedsiębiorców i klasy średniej

Na konwencji Koalicji Obywatelskiej w Tarnowie też padały postulaty socjalne, ale skierowane jednak do zupełnie innych wyborców. To m.in. pomysł nowego urlopu, ale dla przedsiębiorców. Ułatwienia podatkowe, ale przy opłacaniu faktur. Do tego powrót do ryczałtowego rozliczania składki zdrowotnej, pomoc mikroprzedsiębiorcom, zdjęcie z głowy pracodawców zasiłków chorobowych dla pracowników, ograniczenie czasu kontroli mikroprzedsiębiorców do sześciu dni w skali roku. Generalnie sporo miejsca poświęcono obniżeniu obciążeń fiskalnych, a nawet pojawił się pomysł zniesienia podatku od zysków kapitałowych (podatek Belki) - wszystko w imię oszczędności i inwestycji.

A jeśli już politycy PO zwracali się w stronę wyborców innych niż przedsiębiorcy, to pozostawali – mniej lub bardziej – w sferze potrzeb klasy średniej lub chociaż licznie głosujących na nich emerytów. Kolejne „konkrety” dotyczyły finansowania in vitro z budżetu państwa, „babciowego” na opiekę nad dzieckiem, gdy jego matka wróci na rynek pracy, wprowadzenia obligacji antyinflacyjnych czy ustawy o związkach partnerskich. A najdroższa obietnica budżetowa, czyli znaczna podwyżka dla nauczycieli, to wciąż postulat skierowany do mitycznej inteligencji.

Trzecia Droga przeciw rozdawnictwu, za aspiracjami

Liderzy centroprawicowej Trzeciej Drogi również zwracali się do klasy średniej oraz do aspirujących do niej wyborców. – Mamy determinację i odwagę, by połączyć tradycję z nowoczesnością, by zbliżyć wieś do miasta – przekonywał Władysław Kosiniak-Kamysz. Zaś Szymon Hołownia warszawską konwencję podsumował takim tweetem: „Polityka kiełbasiana i rozdawnictwo pod wybory doprowadziły do drożyzny. Potrzebujemy odpowiedzialnych polityków u sterów. Ludzi, którzy mają odwagę zainwestować pieniądze w naszą przyszłość…”.

I to dość dobrze podsumowuje obietnice, które padły na konwencji Trzeciej Drogi. Jej liderzy opowiadali o inwestycjach w zieloną energię, o „uwolnieniu” budownictwa, niższych podatkach, dwóch niedzielach handlowych w miesiącu, odliczaniu składki zdrowotnej od podatku oraz wsparciu dla firm transportowych. Padł też pomysł, by studenci za miejsce w akademiku płacili symboliczną złotówkę – niby skierowany ku gorzej sytuowanym rodzinom, ale i on został szybko oceniony przez ekspertów jako trafiający bardziej do klasy średniej, bo młodzieży z biedniejszych domów nie stać na studia dziennie i częściej dojeżdżają do miasta na weekendowy zjazdy niż mieszkają w akademikach.

Co usłyszymy na konwencji Konfederacji

Jedynym z dużych komitetów, który nie zorganizował w ubiegły weekend konwencji, była Konfederacja. Ona planuje swoje supershow na 23 września – i to w dużo większej hali niż wszystkie pozostałe komitety: w katowickim Spodku. Dość bezpiecznie można założyć, że jej liderzy postawią również na kwestie aspiracyjne i dużo czasu poświęcą przedsiębiorczości, bo program, który już przedstawili, jest niezwykle liberalny. Streścić można go można jednym hasłem: „Proste i niskie podatki”. Znajdziemy w nim także pomysł dobrowolnego ZUS-u dla przedsiębiorców i konstytucyjnej ochrony dla... gotówki.

Trudno zarazem chronić prawa pracowników i uchylać nieba przed pracodawcami. Trudno wzmacniać Państwową Inspekcję Pracy a zarazem ograniczać czas trwania kontroli do sześciu dni w skali roku

Słuchając w sobotę Donalda Tuska i Rafala Trzaskowskiego, a także Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza, trudno było nie odnieść wrażenia, że w zasadzie wszyscy oni mówią do tego samego wyborcy, do którego zwracają się również Sławomir Mentzen z Krzysztofem Bosakiem. No, może ci dwaj ostatni odnoszą się do ludzi nieco młodszych, ale mających jednak podobne poglądy i aspiracje.

Pomysły Lewicy i liberałów w wielu punktach są sprzeczne

I tylko Lewica mówi do innego wyborcy. Patrzącego na świat inaczej. Rozumiejącego, że jego problemy różnią się nieco od problemów wręcz mitycznych mikroprzedsiębiorców, do których ciągle wracają w swej narracji pozostałe komitety opozycyjne. Co więcej, program Lewicy i pozostałych partii w wielu punktach jest sprzeczny. Bo trudno zarazem chronić prawa pracowników i uchylać nieba przed pracodawcami. Ciężko wzmacniać Państwową Inspekcję Pracy a zarazem ograniczać czas trwania kontroli do sześciu dni w skali roku. Plus ktoś to państwo opiekuńcze musi utrzymać. I Lewica mówi wprost: powinni to zrobić bogaci.

Można oczywiście uwierzyć (na słowo?), że po wyborach powstanie wspólny rząd Lewicy, KO i Trzeciej Drogi. Choć ostatnio jakby coraz mniej słyszymy podobnych zapewnień, szczególnie ze strony polityków Platformy. A po weekendowych konwencjach i przeczytaniu programów (konkretów?) programowych dość trudno sobie taki pracowniczo-pracodawczy mariaż wyobrazić w praktyce. Dużo bardziej oczywistym wydaje się rząd Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i jednak Konfederacji.

Rządu z Lewicą może nie chcieć sam Donald Tusk

Padają tezy, że być może to jednak bardzo dobry podział kampanijnych obowiązków: centroprawicowa część opozycji walczy o głosy przedsiębiorców i wyborców aspirujących, a lewicowa o głosy klasy pracującej. Potem, po wyborach, już jakoś się dogadają, bo chodzi głównie o odsunięcie PiS od władzy. Ale jest jeszcze jeden powód, dlaczego Donald Tusk może jednak nie chcieć wejść w koalicję rządową z Lewicą.

Czytaj więcej

Konwencja Nowej Lewicy. Wizja państwa zadowolonych obywateli

Otóż coraz bardziej postępowa obyczajowo i powoli jednak otwierająca się na socjaldemokrację Platforma Obywatelska wygląda na partię coraz mniej – pisząc wprost – boomerską, dziaderską; coraz bardziej nowoczesną, szczególnie w oczach młodego pokolenia. Niemniej przy dużo bardziej postępowej i socjalnej Lewicy nie wydaje się już tak nowoczesna. I po wyborach KO na pewno będzie atakowana z lewej strony. Gdy Donald Tusk będzie chciał wprowadzić związki partnerskie, lewicowe posłanki zapytają: „A dlaczego nie małżeństwa jednopłciowe?”. Gdy da „babciowe”, wzniosą larum: „A co ze żłobkami?”.

Krótko mówiąc: przez cztery lata wspólnych rządów czeka go nieustanny bój z wewnątrzrządową opozycją. A jak niewdzięczna jest taka walka o „duszę” tożsamościowego elektoratu przekonał się już Jarosław Kaczyński, zmagający się w podobnej potyczce ze Zbigniewem Ziobrą. Donald Tusk może uznać, że łatwiej mu będzie jednak odbijać ataki z prawej flanki, bo w porównaniu z Krzysztofem Bosakiem i Sławomirem Mentzenem wygląda na wzorowego Europejczyka. A przy Magdalenie Biejat czy Paulinie Matysiak – niekoniecznie.

Kampanijna supersobota mogła zostawić wyborców z przekonaniem, że podziały polityczne przebiegają nie między prawicą a resztą sceny politycznej, ale między – z jednej strony – liberalnymi i skierowanymi do przedsiębiorców PO i Trzecią Drogą a – z drugiej – socjalnymi i mówiącymi do pracowników PiS i Lewicą. Przynajmniej jeśli wyborca wsłuchał się w postulaty gospodarcze, a jednak na tym właśnie zależało politykom – by to pieniądze przemówiły do Polaków.

Pozostało 94% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: TVN i Polsat na liście firm strategicznych, czyli świat już nie będzie taki sam
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Być sigmą – czemó młodzi wymyślają takie słówka?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kurs na gospodarczy patriotyzm i przeciw globalizacji. Pożegnanie Rafała Trzaskowskiego z liberalizmem
Komentarze
Dlaczego Mercosur jest gospodarczą i geopolityczną szansą dla Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Koniec Baszara Asada, wielkiego zbrodniarza. Czego początek?