Dziennikarz OKO.press Stanisław Skarżyński skrytykował rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza za wpis na Facebooku, w którym rzecznik MON oświadczył iż złożył skargę i domaga się degradacji gen. Waldemara Skrzypczaka. Miała to być reakcja na to, że wcześniej gen. Skrzypczak ostro skrytykował Misiewicza w mediach.
Sęk w tym, że wpis taki prawdopodobnie nigdy nie istniał. Na Facebooku Misiewicza próżno go szukać, a sam Skarżyński przyznaje w rozmowie z Wirtualnymi Mediami, że widział tylko screena (choć dostał go od zaufanego informatora). - Założyłem więc, że notka była, ale została skasowana, gdy zaczęto ją sobie podawać pocztą elektroniczną – mówi Wirtualnym Mediom Skarżyński, który na tym założeniu oparł opowieść o Bartłomieju Misiewiczu zarządzającym wojskiem z urlopu przez Facebooka.
Najważniejszy w całej sprawie nie jest jednak Misiewicz, ani dziennikarz OKO.press. Błądzić jest rzeczą ludzką – a w dzisiejszym świecie, w którym informacje bombardują nas ze wszystkich stron czasu nie starcza na zapoznanie się nawet z najważniejszymi z nich, więc i ich weryfikacja często jest pobieżna. Chodzi o sam mechanizm założenia, że ta akurat informacja jest prawdziwa. Czy gdyby – ten sam zaufany informator – przesłał redaktorowi OKO.press np. screena z Twittera Tomasza Siemoniaka, na którym pojawia się wezwanie do żołnierzy, by wypowiadali posłuszeństwo rządowi, to również tak łatwo byłoby założyć, że jest on prawdziwy, mimo że na Twitterze Siemoniaka by go nie było? Sądzę, że nie.
Postprawda nie jest zwykłym kłamstwem. Zgodnie z definicją tego słowa podaną przez redakcję słowników oksfordzkich jest to termin odnoszący się do „okoliczności, w których obiektywne fakty mają mniejszy wpływ na opinię publiczną niż odwoływanie się do emocji i przekonań odbiorców". I tu jest sedno problemu. Dajemy się oszukać wtedy, gdy postprawda jest zgodna z naszymi przekonaniami. Redaktorowi Skarżyńskiemu z PiS nie jest po drodze, więc jest skłonny uwierzyć w Misiewicza degradującego generałów przez Facebooka.
Tymczasem my, dziennikarze, musimy wystrzegać się postprawdy jak ognia. A żeby to robić musimy za każdym razem przypominać sobie kim jesteśmy. Nie jesteśmy politykami, którzy mogą naginać prawdę do granic wytrzymałości. Nie jesteśmy kibicami dwóch przeciwnych drużyn, od lat biorących udział w politycznym MMA, w którym wszystkie chwyty są dozwolone. Jesteśmy tym chłodnym i krytycznym okiem, które ma pomóc wyłowić z oceanu faktów informacje pomagające zrozumieć współczesny świat. Jeśli jednak od początku zakładamy, że jest on jednoznacznie czarno-biały, wówczas będziemy utrwalać jedną z dwóch alternatywnych rzeczywistości. Owszem połowa widowni będzie nam klaskać. Ale czy w naszym zawodzie aby na pewno chodzi o oklaski?