Poszło o niefortunną wypowiedź minister obrony Ursuli von der Leyen w talk-show telewizji ZDF. Odpowiadając na pytania o Polskę i Węgry, szefowa MON starała się bronić Europy Środkowej i Wschodniej.
„Trzeba być świadomym tego, jak dużo osiągnęła Polska, która z Solidarnością odgrywała rolę prekursora. Chcę kruszyć kopie o to, byśmy zbyt szybko nie rezygnowali (z krajów Europy Środkowej)" – powiedziała. To ważne słowa przed rozmowami i Francji i Niemiec na temat przebudowy strefy euro i Unii dwóch prędkości.
Ale przypominając, że jej dzieci w ramach programu Erasmus studiowały w Polsce, von der Leyen powiedziała też coś mniej jednoznacznego: „Musimy wspierać ten zdrowy demokratyczny opór młodego pokolenia w Polsce. Naszym zadaniem jest podtrzymywanie dyskursu, spieranie się z Polską i z Węgrami".
Słowa te podchwyciły media społecznościowe w Polsce i wybuchła burza. W piątek szef MSZ Witold Waszczykowski próbował problem rozwiązać polubownie. „Będziemy starać się w delikatny sposób, ponieważ w dalszym ciągu jesteśmy sąsiadami i przyjaciółmi, wyjaśnić sobie to, dlaczego tak niedopuszczalne słowa są publicznie wypowiadane" – oświadczył.
Ale bardzo szybko został przelicytowany przez Antoniego Macierewicza, który wezwał niemieckiego attaché wojskowego „celem złożenia wyjaśnień". – Słowa, które padły, są niedopuszczalne. Trzeba reagować – grzmiał zastępca szefa MON Michał Duszczyk.