Minister zdrowia Adam Niedzielski zdementował „pogłoski" o swojej dymisji, ale jednocześnie nie ukrywa już własnej bezradności w zderzeniu z polityką i braku tchu w nelsonie założonym mu przez antyszczepionkowców z PiS. Ogłasza kolejne tragiczne dane z kamienną twarzą, tak jakby chodziło o wzrost liczby hodowanych gołębi. – Nie tylko wkroczyliśmy w piątą falę, ale prognozujemy, że będzie ona się bardzo dynamicznie rozwijała – mówił podczas konferencji prasowej we środę, ogłaszając rekordowe ponad 30 tys. zakażeń. To brzmi jak fragment referatu na plenum. Czy minister ma pomysł na ten „dynamiczny rozwój"? Nie ma, bo nic od niego nie zależy. Nawet pani kurator Nowak z Krakowa nie mógł się pozbyć za słowa o szczepionkowych „eksperymentach". A co by się działo, gdyby zderzył się z ministrem Czarnkiem w sprawie obowiązkowych szczepień nauczycieli? Aż trudno sobie wyobrazić. Co w takim razie Adam Niedzielski robi jeszcze na stanowisku ministra? Czeka, aż zmiecie go piąta fala pandemii.

Mało rozsądne byłoby bowiem pozwalanie na dymisję lub wyrzucenie z rządu ministra u progu kolejnej odsłony masowych zakażeń i śmierci. I to nie z powodu potrzeby zachowania ciągłości w resorcie czy dobrych opinii o Niedzielskim, bo ich nie ma zbyt wielu. Nie ma też zaplecza politycznego, które by go broniło, ani specjalnej chemii z prezesem, która wystarcza za szwadron posłów. Chodzi o odpowiedzialność. Ktoś za uleganie antyszczepionkowemu dyktatowi posłanki Anny Marii Siarkowskiej i jej kolegów musi zapłacić. Adam Niedzielski jest idealną ofiarą. Wiosną, kiedy liczba zakażeń spadnie, ukłoni się, weźmie teczkę i opuści resort, a PiS ogłosi nowy początek.

Czytaj więcej

Dynamiczna piąta fala epidemii w Polsce

Podobno już jest nawet nowy kandydat – osoba z branży medycznej, niekojarzona wprost z polityką, ale zaufana. Rozmowa kwalifikacyjna na Nowogrodzkiej już się ponoć odbyła. Czy to też będzie misja samobójcza? Niekoniecznie, jeśli pozycja szefa resortu zdrowia wyposażona zostanie w nowe kompetencje – np. tekę wicepremiera przekazaną przez ustępującego zgodnie z obietnicą, choć kilka miesięcy później, prezesa Kaczyńskiego. To scenariusz, który mógłby częściowo zatrzeć fatalne wrażenie wszechogarniającego strachu i niekompetencji władzy w walce z pandemią.

Tyle że taki plan, pasujący do zwykłych potyczek władzy z elektoratem, może zawieść w realiach pandemii. W grę wchodzi bowiem zdrowie obywateli i śmierć tych, którzy nie zostali przekonani do szczepień, uwierzyli kurator Nowak albo zostali zakażeni, chorując na inną przewlekłą chorobę. I tych, którzy na czas nie otrzymali pomocy, bo szpitale na rozkaz wojewodów w błyskawicznym tempie musiały dostawiać covidowe łóżka. Nowy minister, nawet w randze wicepremiera, nie będzie w stanie zatrzeć pamięci o tych tragediach. Bo przecież o grobach bliskich osób trudno zapomnieć.