W środę Donald Tusk skrytykował premiera Mateusza Morawieckiego za to, że nie ma go w Warszawie, gdzie jest prawdziwe zagrożenie pandemią. – Dziś miejsce premiera jest w Polsce – grzmiał. W sprawie zagranicznej misji premiera Morawieckiego były premier Donald Tusk jednak się myli. Brak stabilności na Wschodzie, kryzys na granicy z Białorusią, koncentracja rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą to dla polskiego państwa problemy egzystencjalne. Ani mniej, ani bardziej ważne niż IV fala pandemii. Wszystkie te sprawy mają fundamentalne znaczenie.

Morawiecki robi skądinąd to samo, co Tusk w 2014 r., gdy po rosyjskiej agresji na Ukrainę objeżdżał europejskie stolice, by budować europejską solidarność wobec zagrożenia, nie tylko dla Polski, ale dla całego regionu. Zresztą Morawiecki realizuje kilka celów jednocześnie. Po pierwsze, stara się pokazać, że kryzys migracyjny to nie tylko problem Polski, Litwy czy Łotwy, ale zagrożenie dla całej UE. Po drugie, apeluje o jedność i solidarność środkowej i zachodniej Europy, bo tylko one mogą zatrzymać plany kolejnej rosyjskiej agresji na Ukrainę, przed którą ostrzega amerykański wywiad. Amerykanie, jak się wydaje, wysłali nam wyraźny sygnał, że będą nas wspierać, ale liczą na solidarny wysiłek całego regionu. Sami się zaangażują, jeśli zaangażują się wszystkie państwa wschodniej flanki i najważniejsze państwa UE.

Czytaj więcej

Siedem pobożnych życzeń premiera Morawieckiego

Ofensywa Morawieckiego ma też cel wewnętrzny. I nie chodzi wyłącznie o wizerunek premiera w kraju, ale o pokazanie prawej flance obozu władzy, która lubi szermować suwerennistycznymi hasłami, że Polska nie jest samotną wyspą. Że bezpieczeństwo kraju nie zależy wyłącznie od nas, ale od naszych sojuszników, że związane jest z bezpieczeństwem państw bałtyckich, wyszehradzkich, że zależy od solidarności całego Zachodu, Unii, USA. A relacji z naszymi zachodnimi sojusznikami nie mieliśmy ostatnio najlepszych. Dziś trzeba je odbudować i – w kolejnym kroku – pozamykać ileś niepotrzebnych frontów spornych. Dlaczego Zachód ma nam pomagać, jeśli Polska przekonuje, że jest suwerenna i każe się Unii odczepić, mówiąc, że nie pozwolimy naruszyć naszej suwerenności? Zjednoczona Prawica musi dziś przestawić wektory swej polityki zagranicznej i europejskiej, bo tego wymaga egzystencjalne bezpieczeństwo naszego kraju. Tak doświadczony polityk jak Tusk powinien to rozumieć.

Choć równocześnie przewodniczący PO ma rację, krytykując rząd za zaniechania w sprawie walki z koronawirusem. Gdyby państwowy mechanizm walki z IV falą pandemii świetnie działał, premier Morawiecki mógłby całe dnie spędzać w podróży, budując koalicję bezpieczeństwa regionalnego. PiS jednak nie ma na to pomysłu, nie ma nawet do tego w Sejmie większości, stąd dość desperackie próby wciągnięcia w odpowiedzialność za sytuację covidową całej opozycji. Stoi ona przed iście piekielnym dylematem. Z jednej strony zdrowie i życie Polaków to sprawa wykraczająca poza popularność tej czy innej partii, ale z drugiej dlaczego ma dziś pić piwo, którego swymi zaniedbaniami nawarzył rząd? Z podobnym dylematem opozycja musi się zmierzyć w sprawie polskiego bezpieczeństwa.