Pomysł przychodzi za późno: to pierwsze, co można usłyszeć w Berlinie po ogłoszeniu przez Mateusza Morawieckiego w liście do europarlamentu zestawu siedmiu reguł, które mają zapewnić Unii sukces w starciu z Władimirem Putinem.
– Litwini zaczęli z nami bliskie konsultacje już latem, gdy zaczynał się kryzys migracyjny. Polski wtedy nie było – mówią „Rz" niemieckie źródła dyplomatyczne.
Unia zachowuje jedność
To nie oznacza, że oferta polskiego premiera zostanie odrzucona, przynajmniej w pierwszym punkcie: solidarności całej Unii wobec krajów najbardziej narażonych na hybrydowy atak Aleksandra Łukaszenki: Polski, Litwy i Łotwy.
– Udało nam się uniknąć powtórki sytuacji z 2015 r., kiedy wielka fala imigracji podzieliła Unię. Tym razem Białorusi i Rosji nie udało się skonfliktować Unii. To poważny sukces zjednoczonej Europy – mówi „Rz" Eric-Andre Martin, ekspert Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI).
To nie jest jednak w żadnej mierze wynik wdzięczności za postawę Polski w przeszłości. W Rzymie nie zapomniano, jak nasz kraj zachowywał się, gdy tysiące imigrantów lądowało na włoskich wybrzeżach: patrzył w inną stronę. Jednak jak zapewniają nas wysokiej rangi włoskie źródła dyplomatyczne, Unia zdała sobie sprawę, że imigracja stała się egzystencjalnym zagrożeniem i musi zbudować w tej sprawie wspólny front. Na poziomie bardziej praktycznym Mario Draghi stoi na czele chwiejnej koalicji z udziałem populistycznej prawicy, która sięgnie po okazję, aby rozbić obecny układ, gdyby premier okazał słabość w sprawie ochrony wspólnych unijnych granic.