Jacek Cieślak: Prowincja patrzy na Nobla

Ci, którzy narzekali, gdy Olga Tokarczuk dostała literackiego Nobla, bądź przerwali jej lekturę, teraz po polsku jej nawet nie zaczną, bo noblista Abdulrazak Gurnah nie był w Polsce ani tłumaczony, ani wydawany.

Publikacja: 07.10.2021 19:13

Jacek Cieślak: Prowincja patrzy na Nobla

Foto: AFP

Najnowszy werdykt komitetu noblowskiego każe się zastanowić, czy nie lądujemy czasem na cywilizacyjnej prowincji, gdzie tracimy orientację, co jest na świecie ważne. Także w kulturze, ponieważ gdy rok temu znakomita amerykańska poetka Louise Glück otrzymała Nobla – czekaliśmy do wiosny tego roku, by zasłużona oficyna a5 wydała pierwszy jej tom.

O ile Tokarczuk przypominała niewygodną dla niektórych dawną polską wielokulturowość, o tyle Gurnah też może być niewygodny, choć z innego powodu: dostał bowiem najważniejszą literacką nagrodę na świecie jako pisarz-uchodźca, opisujący traumy towarzyszące migracjom będącym wynikiem religijnych i rasowych konfliktów. A my przecież, jako naród i społeczeństwo, które wielokrotnie korzystało z emigranckiej gościny, jesteśmy świadkami strasznego widowiska na naszej granicy, w którym rząd nie jest miłosiernym Samarytaninem. W takim czasie literatura przypomina, że trzeba wspierać tych, którzy przeżywają najstraszniejsze chwile w pozornie cywilizowanym świecie.

Ale też warto być ostrożnym, tak jak Abdulrazak Gurnah, by nie generalizować. Już teraz pojawiają się informacje – wywołujące atrakcyjne popkulturowe skojarzenia – że noblista pochodzi z tej samej wyspy co Freddie Mercury – z Zanzibaru. Tyle tylko, że Zanzibar z ich czasów to kocioł, jakim dziś jest cały dzisiejszy świat opleciony hybrydowymi wojnami.

Czytaj więcej

Abdulrazak Gurnah . Wciąż bardziej obcy

Ciekaw byłbym rozmowy wokalisty Queen i noblisty, bo o ile pierwszy uciekał z Zanzibaru jako potencjalna ofiara arabskiej społeczności, o tyle Gurnah jako jej członek musiał emigrować, zagrożony odwetem. Może dlatego waży słowa i uczy, by dociekliwie analizować świat, zanim zaczniemy oskarżać innych. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień.

Oczywiście, jak każdy laureat Nobla, Gurnah nie zadowoli wszystkich. Z pewnością feministki liczyły, że spełnią się prognozy dotyczące Annie Ernaux, której książkę o wolności kobiet i aborcji z sukcesem zekranizowano, co potwierdził Złoty Lew w Wenecji. Ale nasz problem polega na tym, że chyba już żaden temat dyskutowany w świecie nie jest w Polsce „wygodny". Dlatego, by nie skazywać się na los prowincji, powinniśmy czekać na polskie wydania Gurnaha, by więcej dowiedzieć się o innych i lepiej rozumieć ich złożony los.

Najnowszy werdykt komitetu noblowskiego każe się zastanowić, czy nie lądujemy czasem na cywilizacyjnej prowincji, gdzie tracimy orientację, co jest na świecie ważne. Także w kulturze, ponieważ gdy rok temu znakomita amerykańska poetka Louise Glück otrzymała Nobla – czekaliśmy do wiosny tego roku, by zasłużona oficyna a5 wydała pierwszy jej tom.

O ile Tokarczuk przypominała niewygodną dla niektórych dawną polską wielokulturowość, o tyle Gurnah też może być niewygodny, choć z innego powodu: dostał bowiem najważniejszą literacką nagrodę na świecie jako pisarz-uchodźca, opisujący traumy towarzyszące migracjom będącym wynikiem religijnych i rasowych konfliktów. A my przecież, jako naród i społeczeństwo, które wielokrotnie korzystało z emigranckiej gościny, jesteśmy świadkami strasznego widowiska na naszej granicy, w którym rząd nie jest miłosiernym Samarytaninem. W takim czasie literatura przypomina, że trzeba wspierać tych, którzy przeżywają najstraszniejsze chwile w pozornie cywilizowanym świecie.

Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?