Oczekiwanie, że prezydent Duda nie wyda rozporządzenia o stanie wyjątkowym na wschodniej granicy, graniczyło z naiwnością. Przede wszystkim to nie prezydent jest inicjatorem tych przepisów, tylko rząd. Także rząd, a nie prezydent, posiada pełnię wiedzy o przyczynach, w tym realnych zagrożeniach, które uzasadniają wprowadzenie stanu nadzwyczajnego. W tym sensie prezydent – jako głowa państwa – jest swoistym żyrantem woli rządu. Na dodatek jego decyzja poddawana jest jeszcze procedurze akceptacji przez Sejm.
Czytaj więcej
Obowiązuje zakaz fotografowania płotu granicznego i funkcjonariuszy oraz żołnierzy, ale przez przejście graniczne będzie można legalnie przejść.
W tej logice to nie prezydent, tylko rząd (wraz z większością parlamentarną) powinien w stu procentach odpowiadać przed historią i narodem za podjęcie nadzwyczajnych środków ograniczających prawa obywateli. Tyle że wszyscy czujemy, że jest nieco inaczej. Dlaczego? Otóż nie tylko dlatego, że Andrzej Duda jawi się powszechnie jako prezydent upartyjniony. Prawdziwą przyczyną takich odczuć społecznych jest fakt, iż wdrożenie tak drastycznych rozwiązań jak wprowadzenie stanu nadzwyczajnego nie zostało dostatecznie skonsultowane. Nie odbyła się poświęcona tej kwestii Rada Gabinetowa (ta z poniedziałku dotyczyła tematu szkolnej edukacji) ani nie zwołano Rady Bezpieczeństwa Narodowego, podczas której decyzje rządu skonsultowano by z opozycją. To już leży w kompetencjach prezydenta i głowa państwa powinna z takich możliwości skorzystać. Dlaczego stało się inaczej? To pytanie retoryczne.
Andrzej Duda będzie kolejnym polskim prezydentem, który przejdzie do historii w ciemnych okularach.
Trudno mieć wątpliwości, że bywają sytuacje, iż ogłoszenie stanu wyjątkowego jest koniecznością. Nie można też wykluczyć, że wojna hybrydowa wypowiedziana nam przez Łukaszenkę i rosyjsko-białoruskie manewry przy polskiej granicy potęgują ryzyko prowokacji. Trzeba taką ewentualność traktować z pełną powagą. Niemniej właśnie ze względu na tę powagę poufna wiedza o realnych zagrożeniach powinna być dostępna liderom opozycji, a opinia publiczna winna mieć dostęp do rzetelnej i profesjonalnej komunikacji ze strony rządu. Niczego takiego nie doświadczyliśmy.