Wręcz przeciwnie, odnoszę nieodparte wrażenie, że z każdym rokiem okazji marnujemy coraz mniej. A w poczynaniach naszych polityków wciąż sporej dawce (uzasadnionego i potrzebnego) sentymentalizmu towarzyszy coraz większa dawka realizmu. Czego dowodem choćby uzyskana przez dziennikarza "Rzeczpospolitej" w Kancelarii Prezydenta RP zapowiedź, że Lech Kaczyński będzie się chciał jak najszybciej spotkać z nowym przywódcą Ukrainy niezależnie od tego, kto wygra wybory.

Nasza dyplomacja zresztą najpewniej zyska wkrótce duże pole do popisu, bowiem wyniki pierwszej tury wyborów ze sporym prawdopodobieństwem wskazują, że za trzy tygodnie Ukraina może zmienić swe nastawienie z pomarańczowego na niebieskie, a w każdym razie z pomarańczowo-niebieskiego na niebiesko-pomarańczowe – cokolwiek będzie to oznaczało.

Należy mieć przy tym nadzieję, iż spór gorzejący między kształtującymi naszą politykę zagraniczną administracjami rządową i prezydencką nie stanie na przeszkodzie skutecznemu podjęciu tego wyzwania. Tym bardziej że – na szczęście – dyplomacja ma teraz ułatwione zadanie. Ostatnie lata to w końcu nie tylko zawiązanie polsko-ukraińskiego strategicznego sojuszu futbolowego przy realizacji Euro 2012. To także mnóstwo wspólnych przedsięwzięć gospodarczych polskich i ukraińskich firm, to polsko-ukraiński batalion sił pokojowych, to regularnie podejmowane (fakt, na razie z różnym skutkiem) próby wyjaśnienia wspólnej, niezwykle trudnej historii.

Bo przecież, koniec końców – z naszego punktu widzenia – nieważne, jakiego koloru będzie demokratyczna Ukraina, ważne, żeby była otwarta na Polskę, czyli na Zachód.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2010/01/18/polska-z-ukraina-dowolnego-koloru/]Skomentuj[/link][/ramka]