Od początku budowy słowem kluczem jest bowiem w Polsce kompromis, a tam gdzie kompromis, tam i prawda wybierana jest głosami większości i leży, tam gdzie ją Wysoka Sekuła posadowi. Bo przecież na kompromisie naszą Rzeczpospolitą zbudowaliśmy. Kompromisowy był Okrągły Stół, kompromisowa konstytucja, ustawa aborcyjna i lustracja, kompromisowo wreszcie weszliśmy do Europy i Lizbony.
Kompromis tak dalece zdefiniował życie polityczne w Polsce, że znacznie czytelniejszy od podziałów na prawicę i lewicę był podział na zwolenników i przeciwników kompromisu, przekształcony ostatnimi laty w podział na przeciwników i zwolenników IV RP.
Czołowymi przeciwnikami kompromisu, zwykle "zgniłego" lub "cuchnącego", byli przez lata bracia Kaczyńscy z akolitami. Los spłatał im jednak cokolwiek złośliwego figla, każąc budować wymarzoną IV Rzeczpospolitą z przystawkami paskudnej dość konduity i jeszcze paskudniejszej proweniencji. Zaprawieni w kompromisach bracia przyjęli jednak nauki trenera Górskiego o tym, że trzeba grać tak, jak przeciwnik pozwala, dodając, iż polityka to sztuka osiągania możliwego.
Teraz ich partia buduje przyszłość i marzenia o powrocie do władzy, opierając się, jakżeby inaczej, na kompromisie. Tym razem medialnym z SLD. Ale nie jest to SLD Napieralskiego i Arłukowicza wydanie 2010, uzupełnione i poprawione. To postkomunistyczna skamielina, broniąca przed defamacją red. Skorusa de domo "Dziennik telewizyjny".
Zaiste, wziąć musiał władzę na Woronicza PiS, by za filmy o Jaruzelskim głowy spadały, a dokumentu o KPN nie można było pokazać! Nie byłem oryginalny, prorokując, iż medialna koalicja skończy się zgodnym podziałem, w wyniku którego postkomuniści wezmą w telewizji władzę, a PiS obciach, ale nawet mnie zdumiała tegoż obciachu skala.