Okazuje się, że w odczuciu społecznym pod tym słowem nie kryje się cała inteligencja i że „wykształciuch” wcale nie brzmi dumnie. Przeciwnie: dla wielu respondentów jest to ktoś „źle wykształcony” lub „zadufany”. Polacy rozumieją zatem to słowo dokładnie w takim znaczeniu, w jakim użył go Ludwik Dorn.A miało być inaczej. Wykształciuchy to miała być pogardzana i obrażana przez reżim PiS inteligencja i elity. To w obronie tych wykształconych („wykształciuchowych”) elit wielokrotnie stawali twórcy programu „Szkło kontaktowe” w TVN 24 oraz publicyści z „Wyborczej” i „Polityki”.Często, gdy słyszałam buńczuczne: „ja jako wykształciuch”, dziwiłam się w duchu, że ktoś sam o sobie mówi tak bez zażenowania. Bo dowodziło to nie tylko zaangażowania po jednej stronie politycznego sporu, ale zwykłego braku erudycji. Tak samookreślający się człowiek nie czytał zapewne Sołżenicyna (twórcy tego słowa), nie słyszał też raczej o Zimandzie (który je na polski przełożył). Nie sprawdził też pewnie, o czym właściwie mówi Dorn, i w ogóle nie bardzo nawet chciał to wiedzieć.Nasz sondaż pokazuje również nieskuteczność wypróbowanego zabiegu propagandowego. Polega on na wyjęciu z kontekstu jakiegoś sformułowania i dodaniu mu wygodnego znaczenia, a potem tak przedstawioną wypowiedź można już krytykować do woli. Nie tylko słowo „wykształciuch” zostało poddane takim zabiegom. Podobnie zrobiono ze słynnym wypowiedzianym przez premiera cytatem z „Chorału” Ujejskiego: „inni szatani byli tam czynni”. Poważni publicyści od razu ogłosili, że Jarosław Kaczyński porównuje swych przeciwników do szatana, odwołuje się do zabobonów i – rzecz jasna – wprowadza język nienawiści. Pod jedną z tak skonstruowanych depesz jakiś internauta napisał wtedy: „Poczytajcie »Chorał« Ujejskiego i rozjaśni wam się w głowach. Tylko wykształciuchy nie kumają, o co chodzi”.Czytajmy zatem jak najwięcej, bo zapewne jeszcze nieraz będziemy świadkami zabiegów „a la wykształciuch”.

Skomentuj na blog.rp.pl