„CBA musi ponieść karę za oglądanie mnie nago w pokoju hotelowym, za publiczny lincz, za łzy mojego dziecka” – krzyczy okładka „News-weeka”. Na niej zapatrzona w dal Beata Sawicka. Była posłanka PO pewnie nie rzuca słów na wiatr. Platforma ukarze CBA z pewnością. Tylko wciąż nie wiadomo, jak rozliczone będzie te 50 tysięcy łapówki, jakie wzięła Sawicka. „Koszty własne” wymierzenia kary?

Wywiad z „Newsweeka” obszernie omawia – a jakże – „Gazeta Wyborcza”. Co do tych 50 tysięcy, to – jak wyjaśnia za tygodnikiem „Gazeta”, – „to była pomoc w kampanii wyborczej, którą «Tomek» (imię agenta CBA) sam obiecał”. „GW” nie nurtują żadne pytania – obiecane było, wszystko jasne. Obok omówienie wywiadu z Mariuszem Kamińskim, jaki ukazał się w „Rzeczpospolitej”. Tu „GW” ma mnóstwo pytań i wątpliwości. Ponoć w rozmowie nie padają trudne pytania. Pewnie nie padają też ciekawe, bo na przykład to, w którym pojawia się informacja, że pamiętny występ Sawickiej ze szlochem, mdleniem i wyjazdem do szpitala był wyreżyserowany, jest zupełnie przez „Wyborczą” niezauważone. Ciekawe dlaczego?

„Polityka” drukuje wywiad z Waldemarem Pawlakiem. Dziennikarz pyta o spotkania Pawlaka z Tuskiem: „Razem przechodziliście tę ewolucję”? „Jarosław Kaczyński jest jak Nokia: connecting people. On nas połączył” – odpowiada Pawlak. Biedny ten Żakowski, cokolwiek nowego zdiagnozuje w polityce, wychodzi, że to dzieło Kaczyńskiego.

„Trybuna” narzeka, że nie wiadomo właściwie, co gabinet Tuska zrobi. „Rząd już dochodzi w prodiżu, ale jego zamierzenia poznamy prawdopodobnie po owocach” – pisze Wojciech Bohdanowicz. Kiedyś lewicy miała owocować wierzba. Teraz „rząd w prodiżu”. Ciekawe, co zaowocuje następnie. Może lewy but redaktora?

Mikołaj Lizut z „Gazety Wyborczej” gorliwie wypełnia polecenie, by dać odpór tezom mojego tekstu z „Rzeczpospolitej” o rządzie Tuska i wpływie, jaki ma na jego działania środowisko „Wyborczej”. Jak zwykle bywa w salonie – wypełnia je w wysokim stylu. „Michnik i reszta salonu (...) chcą, by premier utworzył Muzeum IV RP, w którym Joanna Lichocka zostanie kustoszem, a zarazem jedną z atrakcji. Każde muzeum ma takie atrakcje, na jakie zasłużyło” – pisze Lizut. I tylko biednemu redaktorowi po latach pracy w „GW” w głowie się nie mieści, że dziennikarz może po prostu nie chcieć spełniać oczekiwań salonu.