W rzeczywistości powiedzieć coś nowego jest nieomal nie sposób. Autorzy recenzji wysilają więc swoje komputery i odkrywają, że dobry film pokazuje, iż rzeczywistość nie jest taka, jaka się nam na pierwszy rzut oka wydaje. Znaczy to, że pozytywni bohaterowie są negatywni, i na odwrót, a tak w ogóle to niczego nie jesteśmy w stanie odróżnić i ocenić. Zrozumieć, iż sztuka przekracza takie na poły banały, na poły nonsensy, nie umieją, zwłaszcza że nie potrafiliby tego zapisać.

Ten stan rzeczy prześledzić można przy okazji nowego, wybitnego filmu Anga Lee "Ostrożnie, pożądanie". Wielu krytyków przypisuje mu dokładnie odwrotne znaczenia niż te, które w sposób oczywisty z niego wynikają. Oto fabuła. Wong staje się kochanką Yee, szefa policji w marionetkowym rządzie chińskim pod japońską okupacją. Robi to, aby umożliwić likwidację tego wyjątkowo szkodliwego zdrajcy. Jednocześnie jest zafascynowana monstrualną postacią, a sadomasochistyczny związek uwalnia w obojgu niespodziewany potencjał namiętności. Powodowana przypływem uczucia Wong ostrzega Lee przed zamachem, co dla niej i jej przyjaciół kończy się strasznie. Namiętność oślepia, nawet w wydawałoby zimnym potworze usypia instynkt samozachowawczy, a bohaterkę doprowadza do zguby.

Nie ma w tym, bo być nie może, żadnej nowości. Jest estetyczna medytacja nad ludźmi zaplątanymi w historię i własne ułomności. Oczywiście artystyczne zbliżenie powoduje, że monstrum odsłania ludzkie cechy, a więc wyzwala współczucie, może dlatego, iż odkrywamy tkwiące w nas pokłady monstrualności. Zaczynamy rozumieć, że moglibyśmy się w niej pogrążyć. W niczym nie może zmieniać to ocen i wartościowania. Słabość Wong, która, nie panując nad sobą, ratuje potwora, prowadzi do tragedii. Znana opowieść daje nam odczuć swoją głębię.