W opublikowanym w “Granmie” przesłaniu do rodaków podkreśla dwukrotnie, że nie będzie się ubiegał o stanowiska ani ich nie przyjmie, gdyby próbowano go do tego zmusić. Ta zagrywka ma mu pozwolić wyjść z twarzą z niezręcznej sytuacji, na którą skazał go los.
Kubańczycy nie zobaczą na trybunie 81-letniego, zniedołężniałego starca. Będą nadal karmieni pełnymi zachwytu opowieściami o stanie jego ciała i ducha, gdy pierwszego emeryta Kuby odwiedzi jego wenezuelski druh Hugo Chavez czy wysoki rangą gość z Wietnamu.
Unik Castro może też oznaczać, że po pół wieku dyktatorskich rządów nie jest jednak w stu procentach pewien, że wielkim przywódcą znów zostałby on, a nie jego młodszy brat Raul, który w niedawnych pseudowyborach zebrał trochę więcej głosów.
Kubańczycy przyzwyczaili się do nieobecności Fidela. Okazało się, że nie jest im potrzebny. Ich życie się nie zmieniło. Nic nie działa normalnie ? od zaopatrzenia po transport. Urzędnicy są wciąż bezczelni i skorumpowani. Opozycja tak samo zaciekle prześladowana. Więźniowie polityczni wychodzą z celi najczęściej na noszach (władze nie chcą mnożyć męczenników). A miliony Kubańczyków, których komunistyczny reżim i bieda wygnały z kraju, zaczynają tracić nadzieję, że będzie im dane wrócić do ojczyzny.
Raul coś przebąkiwał o zmianach, ale nic nie zrobił. Może zabierze się do reform, gdy przestanie być p.o. i nie będzie czuł na karku oddechu wielkiego brata. Pod warunkiem, że nie będzie za często biegał po instrukcje do szpitala.