Wierzenia obywateli, jeśli tylko mieszczą się w porządku prawnym, nie powinny się stawać przyczyną prześladowania. Jakie są jednak religijne przekonania ateisty, który deklaruje brak takich przekonań? Wydawałoby się, że państwo wywiązuje się ze swoich obowiązków, jeśli broni go przed poniżaniem, dyskryminacją i nawracaniem na siłę.
Tymczasem ateiści domagają się od państwa zdecydowanie więcej. Obrażać ma ich obecność religii w przestrzeni publicznej. Dlaczego osoby, które nie wierzą, czują się obrażone publiczną manifestacją wiary? Obserwując "religijne przesądy", powinny czuć co najwyżej intelektualną wyższość.
Wycofanie religii z przestrzeni publicznej ma jakoby chronić osoby niewierzące przed dyskryminacją, jaka jest ich udziałem jako tych, którzy w religii nie uczestniczą. Jeśli jednak przyjmiemy tę logikę, to zakazać powinniśmy manifestacji patriotycznych jako krzywdzących osoby, które patriotami się nie czują. Każda kultura, którą znamy, posiada korzenie religijne. Czy dyskomfort ateistów ukoiłoby dopiero radykalne ocenzurowanie kultury?
W rzeczywistości ateizm przekształcił się od jakiegoś czasu – zresztą ten potencjał miał w sobie od początku – w agresywną antyreligię. Jako taki dąży do eliminacji religii. Nie propaguje neutralnej przestrzeni publicznej, ale świat bez religii. Jest chyba najbardziej nietolerancyjnym wierzeniem współczesnego Zachodu.
W preambule do projektu konstytucji europejskiej wyeliminowane zostało odniesienie do chrześcijaństwa jako jednego ze źródeł europejskiej tożsamości. Przyjęcie, że prawda obraża, musi budzić niepokój. Kiedy więc słyszę, że szanować mam uczucia osób niewierzących, zastanawiam się, czy nie chodzi o to, abym szanował ich brak szacunku dla uczuć religijnych.