Okazuje się, że rozmowy ministra finansów z innymi członkami rządu na ten temat – a tym samym prace nad pierwszym w pełni autorskim budżetem państwa koalicji PO i PSL – dopiero teraz wchodzą w fazę końcową.
A trzeba pamiętać, że ustawa budżetowa jest jednym z najważniejszych aktów prawnych. W praktyce to ona decyduje, jakie zadania będzie wypełniać państwo, ponieważ to w niej znajdują się zapisy o przyznaniu pieniędzy na realizację tychże zadań.
Czy tym razem apetyty poszczególnych ministrów okażą się mniejsze? Czy uda się to, co wydaje się niemożliwe, a Platforma zdoła wypełnić obietnicę taniego państwa?
Odpowiedź jest niełatwa. Od lat wydatki poszczególnych ministerstw rosły. I zawsze więcej w tym było polityki niż pragmatyzmu. Zawsze znalazł się minister z partii koalicyjnej, który nader głośno domagał się dodatkowych pieniędzy, a minister finansów równie głośno tłumaczył (przynajmniej przed kamerami), że wydatków kolegi na pewno nie poprze. Wszystko kończyło się jak zwykle, czyli wzrostem wydatków.
Dziś mamy tylko dwie partie koalicyjne, toteż, przynajmniej teoretycznie, łatwiej im się porozumieć. Ale ekonomiści i tym razem spodziewają się ostrej wojny o budżety poszczególnych resortów. Zwłaszcza że w przyszłym roku prawdopodobnie prognoza wzrostu gospodarczego zostanie obniżona z 5 proc., a to wpłynie na zmniejszenie planowanych dochodów państwa.