Niektóre sprawy, jak odblokowanie polskiej żeglugi na Zalewie Wiślanym czy inspekcje w obiektach militarnych (miejmy nadzieję, że wzajemne), zostały odłożone na później.
To wszystko nie znaczy, że należy ograniczać kontakty z Rosjanami. Dobrze też, że oni nie chcą ich ograniczać i że nie odwołali tej wizyty.
Warto było posłuchać w Warszawie ministra Ławrowa. Zapewnił, że Rosja nie widzi w Polsce żadnego zagrożenia, nawet z tarczą antyrakietową na jej terytorium. Do Polski Kreml nic nie ma, tyle tylko, że daje się ona podpuszczać tym niedobrym Amerykanom, którzy "łamią umowy" i zbliżają się do rosyjskiej granicy. Czyli tarcza tak, ale nie amerykańska. Problem polega na tym, że ta, której budowę wynegocjował w sierpniu polski rząd, będzie właśnie amerykańska.
Warto było też posłuchać podczas – prowadzonej z założenia w "miłej atmosferze" – konferencji prasowej, co Moskwa myśli o dalszym rozszerzeniu NATO. Jej zdaniem to podstęp, szkodliwe wciąganie na siłę krajów, które mają z nią "tradycyjnie przyjazne związki". Ławrow miał zapewne na myśli i Gruzję, w której w styczniowym referendum za wstąpieniem do sojuszu opowiedziało się 77 procent głosujących.
Po raz kolejny od wojny gruzińskiej wypowiedzi rosyjskich polityków brzmią jak z innego świata. Trzeba ich wysłuchać i robić swoje. Czyli, po pierwsze, dbać o bezpieczeństwo własne i sojuszników, w tym energetyczne. Po drugie, wspierać integrację z Zachodem niektórych przynajmniej państw mających "tradycyjnie przyjazne związki" z Moskwą. Po trzecie, nie dopuścić do tego, by partnerzy z UE i NATO przeszli do porządku nad agresją rosyjską na Gruzję. Bo Gruzja może nie być ostatnią ofiarą.