Strach się nie bać

Pamiętam, jak swego czasu pani Jolanta Kwaśniewska zdumiała się w telewizyjnym wywiadzie, że tak wiele dziennikarze piszą o rodzinie ówczesnego premiera Jerzego Buzka, w tym o jego korzeniach, a na przykład dziadkami jej męża nikt się nigdy w mediach nie zainteresował.

Aktualizacja: 06.04.2009 07:46 Publikacja: 05.04.2009 23:42

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/04/05/strach-sie-nie-bac/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Pamiętam zupełnie niepowtarzalną minę prowadzącej wywiad, minę wyrażającą to, co chyba każdy dziennikarz musiał w tej chwili pomyśleć: czy pani prezydentowa kpi, czy naprawdę nie wie, dlaczego nikt – chyba tylko kompletny samobójca – nie ośmieli się zapytać jej małżonka o to, kim był, czym się zajmował i jak się nazywał jego dziadek? A nawet, co porabiał jego ojciec przed rokiem 1958, kiedy to mniej więcej pojawia się na kartach oficjalnej biografii.

Nie twierdzę, że w rodzinnej historii Aleksandra Kwaśniewskiego jest coś, co pragnie on ukryć – wystarczało, że przez wiele lat panowało takie przekonanie. I nadal panuje.

Sięgam po ten przykład, bo doskonale wyjaśnia on, dlaczego przez lat 20 nikt nie pofatygował się do takiego Łochocina (smutnych panów, których posłano tam służbowo, nie liczę), żeby popytać mieszkańców o dzieciństwo ich wielkiego i sławnego krajana.

W świetle tego, co się stało, gdy ktoś to wreszcie zrobił, ostrożność więcej niż zrozumiała. Zrozumiała jest też iście białoruska reakcja władzy – jeśli inni "gówniarze" zobaczą, że można tak łamać tabu, to zaraz ktoś zacznie, ja wiem, publikować opowieści świadków młodości Bronisława Geremka albo zapędzać się na inne obszary, których dotąd wystarczająco strzegł strach. A to się przecież "w pale nie mieści". Tu nie chodzi o Wałęsę, tu chodzi o legitymizację całej III RP i umowy, na której ją ufundowano!

Reklama
Reklama

Jak to leciało, hm... Ja nie znaju drugoj takoj starony, gdie tak swobodno dyszit czieławiek...

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/04/05/strach-sie-nie-bac/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Pamiętam zupełnie niepowtarzalną minę prowadzącej wywiad, minę wyrażającą to, co chyba każdy dziennikarz musiał w tej chwili pomyśleć: czy pani prezydentowa kpi, czy naprawdę nie wie, dlaczego nikt – chyba tylko kompletny samobójca – nie ośmieli się zapytać jej małżonka o to, kim był, czym się zajmował i jak się nazywał jego dziadek? A nawet, co porabiał jego ojciec przed rokiem 1958, kiedy to mniej więcej pojawia się na kartach oficjalnej biografii.

Reklama
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Relacje z Trumpem pierwszym testem, ale i szansą dla Nawrockiego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama