Nerwowe wybory w Berlinie

Kanclerz Angela Merkel już zapłaciła dużą cenę za forsowanie Christiana Wulffa na prezydenta Niemiec – buntem części swojej partii i otwarciem kolejnego frontu sporu z koalicjantami z liberalnej FDP.

Aktualizacja: 01.07.2010 10:51 Publikacja: 01.07.2010 03:14

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2010/06/30/nerwowe-wybory-w-berlinie/]Skomentuj na blogu[/link]

A niewykluczone, że zapłaci jeszcze większą, bo dyskusja o tym, dlaczego wczorajsze wybory prezydenckie były tak trudne, może podważyć jej przywództwo i wśród chadeków, i w rządzie.

Podczas środowych wyborów panowała taka nerwowość, jakby głosowały miliony Niemców, a nie kilkanaście setek elektorów z partyjnego nadania. Była też wyjątkowa, jak na wybory prezydenta, który tylko formalnie jest najważniejszym niemieckim politykiem. To nie on ma prawdziwą władzę. On reprezentuje kraj i, parafrazując polskiego premiera, siedzi pod żyrandolem w berlińskim pałacu Bellevue.

Tych wyborów, i kłopotów pani kanclerz, w ogóle miało nie być. Dotychczasowy prezydent Horst Köhler powinien urzędować jeszcze cztery lata, ale nie wytrzymał krytyki po wypowiedzi o obronie ekonomicznych interesów Niemiec w Afganistanie i zrezygnował.

Policzkiem dla Merkel jest to, że kilkudziesięciu polityków koalicji nie posłuchało swoich liderów i nie poparło Wulffa w pierwszych dwóch turach głosowania. Część z nich nie rozumiała, dlaczego bliski pani kanclerz pod wieloma względami Joachim Gauck był kandydatem jej przeciwników politycznych.

Polakom wiele o Niemczech powinno powiedzieć sama kandydatura Gaucka, zwłaszcza że do walki o prezydenturę wystawiła go centrolewica (SPD i Zieloni). Gauck to przecież symbol rozliczeń z komunistyczną przeszłością NRD, człowiek, który podkreśla, że prawa ofiar są ważniejsze od praw oprawców i ulubieńców dyktatury.

Spektakl w Zgromadzeniu Federalnym w Berlinie mówi też sporo o instytucji wyborów niepowszechnych. O ich wyniku decyduje się w gabinetach, jak o najwyższych stanowiskach w Unii Europejskiej. Ale te gabinetowe rozgrywki czasem zawodzą i jak wczoraj na twarzach głównych graczy pojawia się niepokój. Niemcy czeka chyba debata o tym, czy nie nadszedł czas na wybieranie prezydenta przez naród. Debat, w których padną krytyczne słowa pod adresem Merkel, będzie zresztą zapewne więcej.

Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne