Przede wszystkim sprawa odpowiedzialności za śmierć Nauczyciela z Nazaretu jest pobocznym wątkiem papieskich rozważań. Poza tym z doniesień agencyjnych mógłby wynikać dość dziwaczny obraz, zgodnie z którym cechą współczesnego chrześcijańskiego myślenia jest zbiorowe obciążanie Żydów winą za śmierć Jezusa. Ten godny potępienia pogląd co najmniej od dziesięcioleci nie ma zwolenników.
Ba, sądzę, że istnieje odwrotne zjawisko: tragedia Holokaustu, jego ogrom i okrucieństwo sprawiły, że wielu współczesnych autorów w taki sposób interpretuje starożytne teksty, by za wszelką cenę odsunąć od ewangelistów zarzut antysemityzmu. Czasem nie wiadomo, czy uprawiają historię, w której powinno chodzić o ustalenie prawdy i faktów, czy angażują się w walkę przeciw rasizmowi. Wystarczy sprawdzić, ile miejsca temu problemowi poświęcił amerykański biblista Raymond Brown w fundamentalnym dziele „Śmierć Mesjasza". A przecież, sądzę, z faktu, że odpowiedzialność za śmierć Jezusa leży głównie po stronie ówczesnych przywódców żydowskich – jak wykazał choćby w „Procesie Jezusa" wybitny teolog Josef Blinzler – w żadnej mierze nie może wyniknąć usprawiedliwienie dla antysemityzmu.
Jakie w tej sprawie stanowisko zajmuje papież? Nie mam jasności. Benedykt XVI zauważa najpierw, że nocne pojmanie Jezusa w Getsemani nie byłoby możliwe bez wcześniejszej decyzji Sanhedrynu. Pisze, że w posiedzeniu Wysokiej Rady wzięli udział arcykapłani i faryzeusze (s. 183). Wspomina, że obawa przed konsekwencjami politycznymi działalności Nazarejczyka „połączyła arystokrację kapłańską z faryzeuszami". Stwierdza także, że Sanhedryn składał się z trzech frakcji: kapłanów, starszych i uczonych w Piśmie (s. 189), i że w takim składzie uznał Jezusa za winnego popełnienia bluźnierstwa (s. 197). Wszystko to wynika z tekstów ewangelicznych. Jak też to, że przedstawiciele Sanhedrynu oskarżyli Jezusa przed Piłatem, który wydał na niego ostatecznie wyrok śmierci.