Nie wszyscy są tego zdania. "Jestem przekonany, że działania wysokich funkcjonariuszy publicznych, jakimi byli minister sportu Mirosław Drzewiecki i szef Sejmowej Komisji Finansów Publicznych Zbigniew Chlebowski, były nielegalne, a ich celem było przysporzenie korzyści majątkowych zaprzyjaźnionym biznesmenom z branży hazardowej, kosztem Skarbu Państwa" – protestuje były szef CBA Mariusz Kamiński. Przypomina, że bonzowie tej branży łożyli pieniądze na kampanię polityków Platformy.

Czy zabiegi ministra sportu o usunięcie z projektu ustawy dopłat niekorzystnych dla hazardowego biznesu nie były "niedopełnieniem obowiązków"? Same w sobie pewnie nie. A w powiązaniu z podsłuchanymi przez CBA rozmowami, gdy okazuje się, że działał na rzecz kolegów od golfa? Czy polityk partii rządzącej chwalący się blokowaniem tychże dopłat nie "powoływał się na wpływy"? Na to są konkretne paragrafy. Czy na te i inne pytania nie powinien odpowiedzieć sąd? Powinien.

Gdzie tu granica między nieetycznym zaniedbaniem i przestępstwem? Prokuratura udziela odpowiedzi niewyraźnych. A jest i inne pytanie: czy prokuratorzy wykorzystali wszystkie okazje, aby pójść dalej, niż zdążyło CBA, przed dekonspiracją całej sprawy? Nie ma płatnej protekcji, bo nie ma dowodów, że były korzyści. Czy prokuratura zrobiła wszystko, aby to prześwietlić? Bylibyśmy pewniejsi, gdyby komisja śledcza mogła, jak przy aferze Rywina, przesłuchać prokuratorów. Ale komisji śledczej już nie ma, a prokuratorzy mogą się zasłaniać swą niezależnością, a więc wolnością od parlamentarnej kontroli.

Do przepytania prokuratorów pewnie nie dojdzie. Planem minimum jest ujawnienie wszelkich materiałów, które pozostały do końca nieznane, nawet komisji śledczej. A niesmak, wrażenie, że partia rządząca ukręciła łeb sprawie już w toku parlamentarnego dochodzenia, tylko się potęguje. Bo jeśli nawet uznamy, że to tylko kwestia etyki, konsekwencje winny być poważniejsze, niż pełne ojcowskiej troski uwagi Donalda Tuska, że afera hazardowa była, ale Drzewiecki "jest osobiście uczciwy".