Można bowiem mieć poważne wątpliwości co do podpisanych przez panią ekspremier umów gazowych z Rosją, być może faktycznie są one niekorzystne dla Ukrainy. Można też mieć wątpliwości co do innych jej działań z przeszłości. Ale pojawiają się uzasadnione podejrzenia, że w tej sprawie chodzi o coś innego: o pozbycie się czołowego opozycyjnego polityka.

Tuż przed ostatnimi wyborami prezydenckimi pewien ukraiński dziennikarz powiedział mi: – Jeśli szefem państwa zostanie Janukowycz, zrobi wszystko, by wsadzić Tymoszenko za kratki. A jeśli wygra Tymoszenko, uczyni co tylko można, by posadzić Janukowycza. Na razie ten scenariusz się sprawdza.

Dla Europy jest to absolutnie nie do przyjęcia. I stąd narastające naciski na Janukowycza, by byłą premier wypuścił. Także naciski ze strony polityków polskich – od prezydenta Bronisława Komorowskiego po eksprezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Niepokojące jest to, że szef ukraińskiego państwa i jego otoczenie skazanie politycznej przeciwniczki uważają za coś naturalnego i wyraźnie irytują ich europejskie żądania. Jeszcze bardziej niepokojące są pomysły na załatwienie sprawy. Jak kilka dni temu pisała „Rz", najnowszy scenariusz to skazanie Tymoszenko (co się wczoraj stało), a potem depenalizacja zarzucanych jej czynów i wypuszczenie z więzienia (co ma nastąpić za kilka tygodni). Efekt co prawda będzie dobry, bo żelazna Julia znajdzie się na wolności, ale sposób, w jaki to zostanie zrobione, jest co najmniej skomplikowany.

Jedno wydaje się pewne: z powodu pani Tymoszenko nie można przerywać rozmów o stowarzyszeniu Ukrainy z UE. Jeśli chcemy, by w Kijowie obowiązywały europejskie wartości i europejskie prawo, to stanie się to tylko dzięki integracji tego kraju z Europą. Walczyć o prawa dla ukraińskiej opozycji musimy, ale przyciągając Ukrainę do nas, a nie odpychając.