Na przykład: czy bylibyśmy zadowoleni, gdyby w klasyfikacji "Najbliższy przyjaciel" Polska wyprzedziła Białoruś, na którą wskazała dokładnie połowa ankietowanych (na Polskę zaledwie 5 proc.)? Czy mamy zrezygnować z planów rozmieszczenia nad Wisłą jednej z baz tarczy antyrakietowej, która – według sondażu – jest największą przeszkodą w rozwoju "dobrosąsiedzkich stosunków"? Czy wreszcie powinniśmy się cieszyć, iż coraz więcej Rosjan wie, kto dokonał mordu w Katyniu? Czy raczej martwić, że aż 42 proc. odpowiada na to pytanie: "Nie znaju".

Ciężko ocenić wyniki tej ankiety także z innego powodu: Rosjanie czerpią swą wiedzę o świecie głównie z prokremlowskiej telewizji. Ci, którzy czytają gazety, także są w dużej mierze skazani na wypaczony przekaz. Najlepiej świadczy o tym fakt, iż w rankingu nieprzyjaciół Rosji zdecydowanie prowadzi Gruzja (57 proc.) – nie dlatego, że ten malutki kraj stanowi dla Kremla poważne zagrożenie, lecz z powodu trwającej od lat w rosyjskich mediach kampanii oczerniania Micheila Saakaszwilego.

Polska z kolei wciąż jest opisywana jako marionetka USA, kraj rusofobów, którzy uparcie sprzeciwiają się ściślejszym związkom Rosji z Unią Europejską (tak twierdzi ponad jedna piąta badanych). Odsetek niechętnych Polsce odpowiedzi wzrastał w latach rządów PiS, gdyż zarówno śp. Lech Kaczyński, jak i Jarosław Kaczyński byli postrzegani jako politycy wręcz chorobliwie antyrosyjscy (inna sprawa, że sami często wzmacniali ten wizerunek). Za kadencji Donalda Tuska przedstawianego przez portal internetowy Gazeta.ru jako "Nasz człowiek w Warszawie" sympatia do Polski wzrosła tylko nieznacznie (i to pomimo fali współczucia po katastrofie smoleńskiej) i jest nadal o 20 punktów niższa niż na początku dekady.

Rosjan, szczególnie młodych, należałoby oderwać od ekranu telewizora. Niech przyjeżdżają do Polski, niech się uczą na polskich uniwersytetach, niech poznają nasz kraj z pierwszej ręki. Zaproszenie dla jednego rosyjskiego studenta jest warte dużo więcej niż wizyta jednego Siergieja Ławrowa.