Prokuratura, podsłuchy i inwigilacja dziennikarzy

Publikacja: 29.12.2011 03:00

Prokuratura, tym razem wojskowa, znowu sięgnęła po billingi i esemesy dziennikarzy. Półroczna inwigilacja dotyczyła sprawy, której nie było. Dziennikarze, jak twierdziła cywilna prokuratura, mieli prawo wyciągać na światło dzienne informacje o trwającym postępowaniu w tak ważkiej społecznie sprawie jak śledztwo smoleńskie. Ba, było to powinnością mediów. W końcu nie chodziło o byle łapówkę czy jazdę po pijaku.

 

Informacje z prokuratury pozwoliły Cezaremu Gmyzowi z „Rzeczpospolitej" i Maciejowi Dudzie z TVN 24 ujawnić sensacyjne informacje na temat kontaktów prokuratora Pasionka z amerykańskimi ekspertami. Rzecz średnio podobała się rządzącym i musiała do żywego dotknąć wojskowych. Nikt nie lubi, kiedy podważa się jego kompetencje, a w wypadku rządzących sama myśl, że misternie ułożona interpretacja przyczyn smoleńskiej katastrofy może być wywrócona do góry nogami przez amerykański wywiad, była nieznośna.

Jak wytłumaczyć niezwykłą konsekwencję i nadgorliwość urzędników czytających i kolekcjonujących wszystkie billingi i esmesy dziennikarzy, w tym te prywatne, od 30 kwietnia do 15 listopada 2010 r.? Przypomnijmy, że rzecz działa się po wcześniejszych awanturach o billingi innych znanych dziennikarzy. Wtedy solidarnie oburzały się wszystkie największe gazety i telewizje w Polsce. Wielka debata przetoczyła się przez media, nie bez udziału polityków.

Na koniec zobaczyliśmy 99-stronicowy dokument przygotowany na potrzeby Trybunału Konstytucyjnego przez ekspertów prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, dokument, który kwestionuje prawo prokuratorów do inwigilowania dziennikarzy. Zapisy o ochronie źródeł informacji i wyjątkowa rola, jaką dziennikarze pełnią w demokracji, nakładają na państwo obowiązek chronienia prawa do tajemnicy prasowej. Wolność słowa wymaga tego, żeby obywatele, a zwłaszcza urzędnicy państwowi, bez obaw mogli powierzać tajemnice dziennikarzom.

Oczywiście, wszystko, co się stało, można zrzucić na karb urzędniczej głupoty, co w realiach naszego wymiaru sprawiedliwości pozwala skutecznie zamykać usta tym, którzy mogliby mieć pretensje do prokuratorów. Ale teraz na ministrze obrony narodowej, na prokuraturze, na całym rządzie ciąży obowiązek udowodnienia nam, że wszystko to stało się tylko z głupoty. Wiemy, jak ciężko rządzącej koalicji przychodzi przyznawanie się do winy. Ale to może być mniejszy koszt od uciekania od odpowiedzialności, wyciszania sprawy i podrzucania nam spiskowych teorii, dlaczego rząd tak bardzo boi się wywlekania smoleńskich tajemnic.

Prokuratura, tym razem wojskowa, znowu sięgnęła po billingi i esemesy dziennikarzy. Półroczna inwigilacja dotyczyła sprawy, której nie było. Dziennikarze, jak twierdziła cywilna prokuratura, mieli prawo wyciągać na światło dzienne informacje o trwającym postępowaniu w tak ważkiej społecznie sprawie jak śledztwo smoleńskie. Ba, było to powinnością mediów. W końcu nie chodziło o byle łapówkę czy jazdę po pijaku.

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: TVN i Polsat na liście firm strategicznych, czyli świat już nie będzie taki sam
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Być sigmą – czemó młodzi wymyślają takie słówka?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kurs na gospodarczy patriotyzm i przeciw globalizacji. Pożegnanie Rafała Trzaskowskiego z liberalizmem
Komentarze
Dlaczego Mercosur jest gospodarczą i geopolityczną szansą dla Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Koniec Baszara Asada, wielkiego zbrodniarza. Czego początek?