W trzech spośród dziesięciu najbogatszych państw świata – USA, Rosji oraz Francji – odbędą się wybory prezydenckie. W pierwszym mogą przynieść reorientację polityki Waszyngtonu, w drugim – wybuch zamieszek na masową skalę, w trzecim – zerwanie porozumień w sprawie reformy UE. Jeśli doliczymy do tego możliwe bankructwo kilku krajów strefy euro, możemy być pewni – nie będzie nudno.
Mijający rok okazał się akceleratorem zmian, które rozpoczęły się wraz z wybuchem kryzysu. Wszystkie istotne problemy geopolityczne zostały w nim twardo zaakcentowane, przyszły rok zaś będzie początkiem rozplątywania węzłów, jakie zaczynają krępować rozwój świata. Zatrzeszczy przy tym tu i ówdzie, stara konstrukcja popęka w szwach, by wyłoniła się z niej nowa forma. Nasza chata nie jest w tych procesach bynajmniej „z kraja", choć – na szczęście – nie znajdziemy się też na głównych liniach napięć.
1
Z punktu widzenia Polski najpilniejszy jest kryzys zadłużeniowy eurolandu. W marcu szczyt UE ma przyjąć porozumienie międzypaństwowe wprowadzające dyscyplinę budżetową. Na dzień dobry jednak Europa musi ominąć dwie miny, które podkłada jej rok 2012. Pierwsza to sam dług. Niedawna sprzedaż obligacji włoskich pokazała, że nie ma co liczyć na optymizm inwestorów. Rentowność dziesięciolatek otarła się o 7 proc. Kiedy w kolejnych emisjach przekroczy ten próg (jak w połowie grudnia), Italia nie będzie miała szans na spłatę długów puchnących wskutek wysokich kosztów obsługi. Potrzebna będzie interwencja.
I tu kolejna mina. Jeśli planowane na wiosnę wybory we Francji przegra Nicolas Sarkozy, jego kontrkandydat z ramienia socjalistów Francois Holland może odrzucić pakt budżetowy – co już sugeruje – i odmówić ratowania południa strefy euro. Wtedy Niemcy pójdą za nim.