Kibice, którzy przyjadą na Euro, będą się przedzierać przez brud i gnój wokół dworców kolejowych albo nawet przy Stadionie Narodowym, ale za to – o, przed Pałacem Prezydenckim trafią w miejsce o sterylnej wręcz czystości.

Początkowo działanie Sił Szybkiego Zniczowego Reagowania mogło budzić irytację, złość nawet – pewnie na to było zresztą również obliczone. Do przeciwników PiS (a co za tym idzie – bo w polskich warunkach to się  niestety z sobą łączy – przeciwników: pomniku przy Trakcie Królewskim, wielbicieli raportów Anodiny i Millera, pełnych podziwu wobec działań rządów polskiego i rosyjskiego) poszedł już dawno przekaz, który dobrze przyswoili: od upamiętniania kogokolwiek to jest cmentarz, a nie centrum miasta.

Jest to, rzecz jasna, kompletna bzdura, nie pierwsza i nie ostatnia. W Warszawie jest choćby kilkaset tablic w miejscach, gdzie miały miejsce tragiczne wydarzenia, pod którymi to tablicami leżą kwiaty i palą się znicze. Jest kilkanaście pomników, pod którymi też składa się kwiaty. W rocznicę śmierci Jana Pawła II znicze palą się pod oknem na Franciszkańskiej w Krakowie i wzdłuż Alei Jana Pawła w stolicy. W Pradze do dziś palone są znicze na pamiątkę Vaclava Havla. Nie na cmentarzu oczywiście. Zresztą dyskusja z tak pozbawionym sensu stwierdzeniem nie ma sensu. Fakt, że setki osób powtarzają je raczej bezmyślnie pokazuje siłę politycznego podziału: można wygłosić każdy idiotyzm, byle dokopać tym, których się nie lubi.

Po zastanowieniu trzeba jednak przyznać, że fakt, iż służby miejskie miasta stołecznego biorą udział w biciu rekordu Guinessa na szybkość sprzątania chodnika, jest bardziej zabawny niż irytujący. To po prostu komicznie infantylne, jak władze Warszawy dbają o bezpieczeństwo przechodniów na odcinku 100 metrów przed pałacem, nim właśnie tłumacząc konieczność szybkiego sprzątania. Jak bardzo trzeba być przerażonym, żeby bać się kilkuset zniczy i wiązanek? Odpowiedź: tak bardzo, że nie dostrzega się własnej śmieszności.