Do tego nieuregulowane na czas przez firmy faktury warte kilkadziesiąt miliardów złotych (według ekspertów co 5 płacona jest nieterminowo). W sumie mamy prawdopodobnie ponad 100 mld zł dodatkowego wymuszonego wzajemnego finansowania.
Nie ma jednak powodu do paniki. To normalny element życia gospodarczego. Co ważne, w Polsce nie ma on wobec wielkości naszej gospodarki niepokojąco dużych rozmiarów.
Kredyt i inne zobowiązania są zwyczajnym elementem życia gospodarczego i jako takie łączą się z pewnym ryzykiem. Zawsze jakaś ich część nie będzie spłacona w terminie. Pytanie, jak duża jest to część.
Bankierzy uważają, że Polacy dobrze (czyli sumiennie) spłacają kredyty. Co do podatków, to trzeba zauważyć, że w ubiegłym roku nie zapłaciliśmy koło 1 proc. należnych fiskusowi danin. Tak więc, mimo że liczby wyglądają szokująco, to w skali gospodarki problem jest niewielki.
Gorzej, gdy myślimy o przyszłości. Mamy wyraźne oznaki spowolnienia gospodarczego. Wiele firm i tracących pracę ludzi niebawem przestanie w terminie spłacać na czas zobowiązania zarówno wobec państwa, jak i banków czy kontrahentów. Co gorsza, banki zdecydowanie zapowiadają zaostrzenie kryteriów przyznawania kredytów, szczególnie małym i średnim firmom.