Bo to właśnie tam wicepremier Pawlak spędzał w strażackim mundurze czas, gdy Rada Ministrów na nadzwyczajnym posiedzeniu przyjmowała w piątek projekty wydłużające pracę. Pawlak nie pierwszy już raz dał wyraz swojej wiary w powszechny system ubezpieczeń. W lutym z rozbrajającą szczerością przyznał: nie za bardzo wierzę w państwowe emerytury i staram się zabezpieczyć przyszłość przez oszczędności i przez dobre relacje z dziećmi.

Niby więc wszystko ładnie, niby wszystko dobrze - rząd przyjmuje ustawy emerytalne -  w środku jednak mocno zgrzyta. I nie chodzi tu wyłącznie o ewidentne dystansowanie się do zmian drugiej, po premierze Tusku, osoby w rządzie. Chodzi też o konkretne rozwiązania. W ZUS pojawią się na przykład emerytury częściowe dla zaledwie 62-letnich kobiet. Skąd ten wiek i po co ten wyłom? Kuriozum jest też nieobjęcie zmianami mundurowych, którzy wstąpią do służby do końca tego roku. Nic tylko zostać do grudnia policjantem lub żołnierzem, bo wtedy mamy gwarancję, że na emeryturę pójdziemy po zaledwie 15 latach służby. Rząd nie pochylił się ponadto nad pakietem dostosowawczym przygotowującym nas do dłuższej pracy - zmianami w polityce społecznej na rzecz rodzin, w ochronie zdrowia, zapewnieniem opieki nad młodszymi i starszymi.

Te wszystkie wyłomy, kombinacje, kompromisy oraz brak skończonej wizji każą postawić wniosek, że nie jest to reforma na miarę wyzwań (choć dobrze, że rząd cokolwiek tu robi). Już niebawem znów będziemy musieli wrócić do debaty na temat wieku emerytalnego i wypłacalności systemu. Pewnie to chce nam przekazać Pawlak.

Ale skoro tak jest, to lepiej wprowadzić zmiany radykalne - maksymalnie obniżyć składki na emerytury, oddając ludziom ich pieniądze i wprowadzić powszechne, minimalne zabezpieczenie w bardzo późnej starości. Taki powrót do wolności zrobiłby nam lepiej niż łatanie do cna przetartej koszuli.