Bywa, że taki wyścig to następstwo szczerego żalu. Ale czasem przybiera to postać gry. Tu znajdziemy cytat, tam zasugerujemy naszą zbieżność z kimś, kto już nic nie powie.
Nie lubię tego. Napisałem w maju 2010 roku o „przemyśle pogardy". Ale nie przyszło mi do głowy tak dobierać kawałki dorobku zmarłego Lecha Kaczyńskiego, aby wykazywać własne racje. A już zwłaszcza przed pogrzebem. Na obrachunki czas przychodzi później.
Zmarł Wiesław Chrzanowski, wychowawca kilku pokoleń polskich prawicowców, wielki polski patriota. I człowiek skromny, który ojczyźnie ofiarował głównie swoje niedole. Los powstańca, więźnia komunistycznych katowni, prawnika, któremu PRL złamał karierę. To ktoś, komu i ja dużo zawdzięczam.
Ale właśnie dlatego, żegnając go, apeluję: poczekajcie przynajmniej, aż spocznie na Powązkach. Bo jeśli teraz musicie się posługiwać kawałeczkami jego myśli, pojawia się pytanie: czy cytujecie wszystko. I zaczyna się kłótnia nad trumną.
Jeśli był ofiarą lustracyjnych kalumnii, powiedzcie także, że pozostał mimo to zwolennikiem lustracji. Jeśli walczył z „romantyczno-insurekcyjną tromtadracją", co tak wam się podoba, podpiszcie się też pod jego krytycznymi opiniami o „lewicy laickiej", która w latach 70. i 80. miała nas wpychać w nieszczęścia.