Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji a zarazem osoba numer dwa w Prawie i Sprawiedliwości zachował się tak, jak trzeba było. Po tym, jak zorientował się, jak fatalnie zostało odebrane wydarzenia w Pruchniku, gdzie miejscowi okładali kijami kukłę Judasza ucharakteryzowanego na Żyda, napisał na Twitterze: „Kościół w Polsce w czasach niemieckiej okupacji i niemieckiego nazistowskiego barbarzyństwa, często heroicznie, tak jak wielu Polaków, ratował życie swoich żydowskich braci. Takimi >>akcjami<< jak w Pruchniku (wbrew miejscowemu proboszczowi) zaciera się piękne świadectwo rodziny Ulmów.”
I tym się różni prawdziwy patriotyzm od patriotycznego wzmożenia. Patriotyzm to bowiem mądra miłość do ojczyzny a nie bezmyślne aprobowanie wszystkiego, co nasze, polskie i swojskie. Minister Brudziński dostrzegł fatalne skutki reanimacji starej tradycji – i to w dodatku w taki sposób – i widząc, że doniesienia na ten temat szkodzą krajowi, po prostu się od nich odciął, rozumiejąc jak szkodliwe są dla wizerunku Polski.
Czytaj także: Światowy Kongres Żydów oburzony spaleniem kukły Judasza
Wyznawcy patriotycznego wzmożenia bronili zaś mieszkańców Pruchnika jak niepodległości. Pisali o świętość tradycji i o tym, że nie można kapitulować przed nadwrażliwością ze strony środowisk żydowskich. Ale to nie są prawdziwe argumenty. Nie chodzi bowiem o starą tradycję wyganiania Judasza, ale o to, że nadano mu cechy żydowskie, które znamy z antysemickiej propagandy. Postać z Pruchnika nie była ustylizowana na jednego z apostołów, którzy chodzili za Chrystusem, lecz jak postać żyda z wydatnym nosem, pejsami i kapeluszem – według ikonografii XIX czy XX wiecznej. W dodatku z tradycjami jest tak, że jedne są lepsze a inne gorsze. Getto ławkowe przed wojną też było „tradycją”, ale na szczęście nikt dziś nie chce go kultywować. I dobrze, że na stronie polskiego episkopatu dość szybko pojawiło się potępienie przez polski Kościół.
Czytaj także: Brudziński: Jacy "szatani" byli w Pruchniku czynni?